środa, 23 grudnia 2020
WydawcaWydawnictwo Literackie
AutorAgnieszka Rybak, Anna Smółka
RecenzentTomasz Zb. Zapert
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2020
Liczba stron692
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 12/2020

„Odtwarzanie losów potomków spolonizowanej szlachty Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rusi przypomina czytanie zniszczonej książki, w której wielu stron brakuje, a pozostałe są podarte” – tymi słowy anonsują autorki ten reportaż retro, efekt ich kresowej peregrynacji.

Tamtejsze polonica na ogół są rachityczne. Rosyjski zaborca sukcesywnie usiłował zatrzeć wszelkie dowody śladów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Wydatnie przyczyniły się też do tego obydwie wojny światowe, lokalne konflikty zbrojne (z bolszewikami i Ukraińcami) i dewastująca pamięć polityka Związku Sowieckiego. Jedynie nieliczne świadectwa polskości znalazły azyl muzealny względnie archiwalny.

Pisana na cztery ręce opowieść zaznajamia ze wschodnimi rubieżami Rzeczpospolitej poprzez ich osobowości. Autorki odkrywają na przykład Stanisława Narutowicza. W przeciwieństwie do rodzonego brata – Gabriela, pierwszego prezydenta II Rzeczpospolitej – wybrał on tożsamość litewską. I także umarł tragicznie, chociaż w całkowicie odmiennych okolicznościach. Czytamy również o innych, zupełnie zapomnianych postaciach. Choćby Wiktorze Baworowskim – założycielu polskiej biblioteki we Lwowie, tudzież Aleksandrze Skirmuncie, przemysłowym prekursorze Polesia. Ale Agnieszka Rybak i Anna Smółka wyciągają z kresowego lamusa także zwykłych zjadaczy chleba. Codzienność przeciętnych kresowian wydaje się może nawet bardziej intrygująca.

W tle tej zajmującej narracji figuruje zagadnienie koegzystencji etniczno-religijnej – mówiąc umownie – „za Bugiem”. Katolicka polskość sąsiadowała tam z prawosławiem i grekokatolicyzmem, wyznawanym przez Białorusinów i Ukraińców. Doprowadzało to niekiedy do zatargów, nie tylko sąsiedzkich. Eskalacje tych waśni nastąpiły podczas II wojny światowej. Nie da się jednak ukryć, iż to Polacy przenieśli na Polesie, Wołyń i Podole kaganek oświaty i w znacznej mierze dzięki naszym przodkom dotarła tam cywilizacja!

Tytułowe ars moriendi ma – jak mniemam – ilustrować finis Poloniae na Kresach. Mając na względzie masowe zsyłki i przesiedlenia Polaków z tego terytorium, jak również metodyczną likwidację elementów polskości tych ziem, rzeczywiście można tak przypuszczać. Niemniej historia bywa przecież nieprzewidywalna, a jej toczące się koło potrafi nieoczekiwanie zmieniać kierunek obrotów. Zatem kto wie, czy nie doczekamy się kiedyś ziszczenia marzenia Polski od morza do morza. Od Bałtyku do Czarnego, żeby nie było niedomówień. Bo niepodległość Ukrainy jako warunek sine qua non naszej niepodległości brzmi dla mnie wyjątkowo fałszywie.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ