Czwartek, 4 kwietnia 2024
WydawcaŚwiat Książki
AutorAnna Augustyniak
RecenzentTomasz Zbigniew Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2024
Liczba stron320
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2024

Ceniona biografka („Hrabia, literat, dandys. Rzecz o Antonim Sobańskim”, „Irena Tuwim. Nie umarłam z miłości”) ponownie sięgnęła po temat pro domo sua. Po wzruszającej poetycko-onirycznej i pełnej metafizyki opowieści o matce „Kochałam, kiedy odeszła” – tym razem fabułę książki oparła na wspomnieniach swojego ojca. Wojenna trauma odcisnęła piętno na jego życiorysie.

Jan Śliwiński wychował się we wsi pod Sieradzem na obszarze, który jesienią 1939 roku – po agresji niemieckiej na Polskę – włączono do Kraju Warty, stanowiącego część Trzeciej Rzeszy. Tata autorki był w wieku przedszkolnym, kiedy razem z rodzicami, siostrą i głuchoniemą ciotką trafili na roboty przymusowe pod Stuttgartem. Przystanek na drodze ku niemieckiej prowincji, gdzie Polki i Polacy – kupieni na targowisku przez okolicznych bauerów – pełnili funkcję taniej siły roboczej, stanowiła Łódź – wówczas Litzmannstadt. A konkretnie funkcjonująca w tym mieście Centrala Przesiedleńcza prowadzona przez SS-Obersturmbannführera Hermanna Krumeya.

Placówka wchodziła w skład Prewencyjnego Obozu Policji Bezpieczeństwa dla Młodzieży Polskiej. Z dokumentów niemieckich wynika, że powstał on dla „polskich młodocianych przestępców” (sic!), których – według władz okupacyjnych – powinno się „natychmiast umieszczać w obozach koncentracyjnych”. Cóż to byli za kryminaliści? Czym zagrażali III Rzeszy? Jakie popełnili przestępstwa? Odpowiedź jest prosta: polskie dzieci więziono tam za polskość. Za to, że ich rodzice uczestniczyli w konspiracji, znaleźli się za drutami oflagów, względnie stalagów albo zginęli. Za to, że z dnia na dzień, mając ledwie po naście lat, musieli stać się głowami rodzin, wziąć pod opiekę młodsze rodzeństwo, prać im, gotować, sprzątać, leczyć je i walczyć o środki umożliwiające egzystencję, nierzadko zarobkować, niejednokrotnie żebrząc, a czasami kradnąc. Polskie dzieci Niemcy odrywali od bliskich, odzierali z wolności, godności, bezpieczeństwa, zarzucali im zbrodnie, których nie popełnili. Więzili je za nic.

Przez dekady ów ponury epizod naszych dziejów najnowszych był zapomniany. Obóz znajdował się za płotem łódzkiego getta, które przywoływały liczne publikacje. Zapewne gdyby w piekle przy ulicy Przemysłowej zamknięto dzieci żydowskie – a nie polskie – świat od dawna znałby prawdę o tym miejscu kaźni.

Anna Augustyniak pieczołowicie rekonstruuje przerażające realia sprzed ośmiu dziesięcioleci. Oszczędna stylistycznie narracja przypomina przemilczane ofiary wojny. Których koleje losów obfitowały w pracę ponad siły, cierpienie i upokorzenia. Ale także determinację, odwagę oraz nadzieję, pozwalające przetrwać ten tragiczny czas. Wstrząsająca i szalenie aktualna lektura. Stanowiąca wyrazisty głos w dyskusji dotyczącej niemieckich reparacji i odszkodowań wojennych dla Polski. Bezwzględnie koniecznych!

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ