Piątek, 10 listopada 2023
WydawcaMarginesy
AutorStanley Tucci
TłumaczenieMałgorzata Glasenapp
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2023
Liczba stron318
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 10/2023

„Może sprawdzisz, co sąsiedzi mają na obiad?”, sugerowała matka małego Stana, gdy zaczynał wybrzydzać, że znów musi jeść jakąś potrawę, którą właśnie mu przygotowała. Bo u sąsiadów jedzono tak źle, że ich dzieci chętnie zaglądały do rodziny Tuccich, by wreszcie dostać coś dobrego. Mama Stana, Włoszka z kalabryjskimi korzeniami, prowadziła kuchnię prostą, ale smaczną i zdrową – typową dla włoskich rodzin, nawet jeśli mieszkały na północ od Nowego Jorku.

Tucci to scenarzysta, producent, aktor, nade wszystko smakosz. Jego pracą od lat kierują kuchenne fascynacje – był filmowym mężem Julii Child, amerykańskiej wyroczni kulinarnej, w jej biopiku „Julie i Julia”; debiutował jako twórca scenariusza filmu „Wielkie otwarcie”, opowiadającego historię dwóch braci chcących podnieść upadłą restaurację; w angielskim serialu „Fortitude” poznawał kuchnię islandzką… no, trochę tu oszukuję, bo owszem, żarł, co mu dali (i to z zachwytem), ale nie to było tematem filmu. Tak czy inaczej biznes filmowy zna od podszewki – nigdy chyba nie czytałem tak szczegółowo i zabawnie opisanych sekretów cateringu na planie (w każdym kraju wygląda to inaczej), zaś historyjki z udziałem „mego największego przyjaciela Marcella Mastroianniego” (autoironia) czy udziału Meryl Streep w turze promocyjnej „Julie i Julii” to minifabułki same godne ekranu.

Ale Tucci wraca co i rusz do swych włoskich korzeni – wychował się w domu jak z bajki, z wielkim ogrodem warzywnym, piwniczką na wino, spiżarnią na przetwory. Wspomina swego dziadka, który jako pierwszy z rodu ruszył po wielkiej wojnie do Ameryki: „Wiódł życie bardzo proste. Rodzina, stała posada i praca w ogrodzie to były jego fundamenty, kotwica i ochrona przed chaosem XX wieku”. Doskonale współbrzmią z tym inne dygresje autora – bo to w gruncie rzeczy książka dygresyjna – odnoszące się do rzeczy, które odchodzą: sklepów kolonialnych (kto je jeszcze pamięta?), jatek mięsnych, handlarzy rybami, garmażerni, mleczarni czy serowarów, babć sprzedających żur. Mam pamięć na tyle długą, że wydłubuję z niej łatwo podobne obrazki, ale tych przybytków coraz mniej, wielkie sieci się panoszą, bez litości dla tradycji – przykładem londyński Smithfield Market, po ponad 140 latach zamykający drzwi dla swych klientów. Ma tu powstać nowa siedziba Muzeum Londynu – niebywałe, bo to przecież łakomy kąsek dla prywatnych deweloperów z ich apartamentowcami.

Tucci ma w dorobku dwie książki kucharskie, w tej też nie brakuje przepisów, wiązanych udanie z narracją. Pisze zgrabnie i ciekawie, niepotrzebnie psuje lekturę przesadnymi zachwytami dla potraw: fenomenalne, wyjątkowe, genialne, niespotykane. A zwyczajnie „bardzo dobre” nie wystarczyłoby? Tak czy inaczej wychylę za autora kieliszek martini, przygotowanego zgodnie z recepturą Noëla Cowarda, angielskiego dramaturga i satyryka: „Wlej gin do szklanki i machnij nią mniej więcej w kierunku Włoch”. Jakże to proste!

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ