Niektóre książki trzeba bardzo uważnie smakować,
zanim zdecydujemy czy jest to perełka literatury,
czy też zwyczajne grafomaństwo. Kiedy z trudem
będziecie Państwo brnąć przez misternie utkaną
narrację powieści Krasznahorkaia, w której motyw
absurdu istnienia przypomina nam dojrzały modernizm,
pamiętajmy, że do dziś nie wszyscy rozumieją
Franza Kafkę czy Samuela Becketta. I nie ma przymusu
fascynacji tak trudną literaturą…
Bohaterem „Wojny i wojny” jest Korim – samotny
(po nieudanym związku małżeńskim), zaniedbany i nieco dziwaczny
w obejściu pracownik prowincjonalnego, węgierskiego archiwum. Przypadkiem
trafia na stary rękopis, który zafascynuje go do tego stopnia, że
całe swoje życie podporządkuje jednej idei: uwiecznieniu historii czterech
mężczyzn, podróżników przez kraje i czas, uciekinierów przed totalnym
unicestwieniem. Mężczyzna sprzedaje wszystko, co posiada i po traumatycznych
przygodach udaje się do Nowego Jorku. Uważa bowiem to
miasto za centrum świata i jedyne miejsce godne realizacji swojego obsesyjnego
planu. Zamieszkuje u dosyć podłego rodaka i z uporem maniaka
codziennie wpisuje znaleziony tekst do Internetu. Cierpiąc na słowotok,
co jest zapewne objawem rozwijającego się obłędu, opowiada o swej
niezwykłej pracy nie znającej języka węgierskiego kochance swojego gospodarza,
usiłując jednocześnie zrozumieć znalezioną historię.
Plątanina prawdy, fikcji, filozofii. Poczucie wyobcowania i nieuchronności
klęski. To wszystko znajdziemy w powieści napisanej przez znanego
i uznanego węgierskiego pisarza Laszlo Krasznahorkaia. W Polsce ukazały
się wcześniej dwie jego książki – „Szatańskie tango” i „Melancholia sprzeciwu”.
Niniejszą historię przetłumaczono już na kilka języków.