Piątek, 2 grudnia 2011
WydawcaNowy Świat
AutorRyszard Sługocki
RecenzentTO-RT
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2011
Liczba stron304


Libia, Muammar Kaddafi i terror od kulis – opowieść o tym, jak „partnerzy
rozwoju” z wielu krajów, w tym z Polski, budowali libijski dobrobyt.
To się nie mogło dobrze skończyć… wydawca starał się nadać
tym reporterskim wspomnieniom aktualność. I trafił w dziesiątkę, bowiem
tom znalazł się na księgarskich ladach w przededniu dramatycznej
śmierci libijskiego despoty. Autor był na saksach w Libii w połowie
lat 80. i pośród beżowych – czyli, jak wyjaśnił mu u progu kontraktu,
jeden z wprowadzających krajanów: „Tutejszych arabusów, bo to ani
białe, ani całkiem czarne. Za arabusa, albo za czarnucha można zarobić
w ryj, bo niektórzy coś niecoś z naszego języka podłapali. A beżowy
to taki kolorek ni to ni owo, a co najważniejsze dotąd nie skapowali, że
to o nich idzie” – spędził niemal trzy lata.
Szybko dostrzegł „pomniki przyśpieszonego rozwoju urozmaicające

krajobraz. Rodacy przyzwyczajeni do marnotrawstwa w PRL, tu jednak
szeroko otwierali oczy. Zaskoczeni wyjątkowym rozmachem w wyrzucaniu
pieniędzy w pustynny piasek. (…) Nowoczesne bloki mieszkalne otoczone
były stosami śmieci i gnijących ludzkich odchodów, gdyż niedawni
koczownicy wszystkie odpady wyrzucali na zewnątrz, tak jak kiedyś, gdy
mieszkali w namiocie. W nowych budynkach stołecznych urzędów (…)
podłogi, schody i parapety okienne były z kararyjskiego marmuru, ale
popękane i pokryte niezmywalnym brudem. W mahoniowych ramach
okien zamiast szyb była dykta. Blaty biurek, sprowadzonych jak wszystko
z zagranicy porysowane były w esy-floresy, a z pociętych nożami foteli
wyłaziły sprężyny. (…) Nikt się niczym nie przejmował, a najmniej pracą,
o nic nie dbał, tak jak gdyby pieniądze czerpane były z worka bez dna.
Nie było to zresztą dalekie od prawdy, gdyż ogromne złoża ropy naftowej
zdawały się być niewyczerpalnym źródłem dochodów”.
Na każdym kroku eksponowano „Zieloną książeczkę” Kaddafiego,

która szczególnie nie podobała się mahometańskim fundamentalistom
z uwagi na passus autora: „Kobieta jest jednak człowiekiem, bo oddycha,
czuje, cierpi jak mężczyzna”.
A skoro o płci pięknej mowa, to autor zauważa, że „ważnym towarem

wymiennym, zwłaszcza pożądanym przez młodych tubylców,
były wydawane w PRL-u tygodniki kobiece ‘Przyjaciółka’ oraz ‘Kobieta
i Życie’. Ich nudna treść o przepisach kuchennych, poradach sercowych,
dzierganiu makatek i własnoręcznym szyciu kiecek była dla nich
niedostępna, Za to zdjęcia, mimo że drukowane na lichym papierze,
rozpalały żądze. Widniały bowiem na nich kobiety z odsłoniętymi twarzami.
A niektóre ukazywały niemal całe nogi spod spódniczek; inne
nawet obnażały się w kostiumach kąpielowych”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ