Tom wierszy Stanisława Stanika sprzed dwóch lat nosił tytuł „Płacz zapiekły, miłość, choroba, śmierć”. Autor wyjaśnia, że nowy tytuł, tomu ostatniego, „Żywioły obłaskawione”, odnosi się do wcześniejszego. Jeśli tak – oznaczałoby to wielkie uspokojenie,
pojednanie, właściwie odrodzenie.
I coś więcej: udział w wielkim
dialogu kultury, w którym wartości
trwałe stanęły naprzeciw nowinkom
i postawom rewizjonistycznym. Rzeczywiście, bez trudu odnajdujemy
w tych nowych wierszach treści z kręgów kultury, filozofii personalistycznej.
Mogę jeszcze przywołać opinię autora z jego wieczoru autorskiego,
o tym, że dumny jest z wierszy
o matce, ojcu, teściowej. Jeżeli do tego dodamy apostrofę do ukochanej
– odnajdziemy tu klimat pełnego
zaufania do osób z najbliższego
otoczenia poety.
Za pomocą aluzji wciąga Stanik do gry poetyckiej konteksty. Przywołuje
poetów: Norwida, Kasprowicza,
Miłosza, żeby się spierać o rzeczy
ważne. Poszerza styl o ton sarkastyczny,
polemiczny, kiedy odwołuje
się do krytyka, rewolucjonisty, sędziego, szarego obywatela, władzy.
W czymś, co krytycy nazywają małym poetyckim reportażem, zagarnia
rzeczywistość. W „obrazku ze zbieraczem butelek” sięga nawet po gorzki humor, kiedy stwierdza, że jedynym niepokojącym się o leżącego
na trawie człowieka jest włóczęga
uliczny: „taka niespodzianka”, konstatuje.
Po pięciu tomach poezji, wielu
artykułach i książkach eseistycznych,
dokumentarnych, biograficznych
– Stanisław Stanik osiągnął swobodę wypowiedzi, luz poetycki.
Nie żenuje się „lenistwem”, podziwia
krajobrazy polskie, jak dawniej
nadpilickie, tak teraz nadnarwiańskie.
„Ogrody zachwytu”, to wiersz-program poetycki, a raczej sztuki poetyckiej. Mogą pojawiać się wszędzie, przywołują je rzeczy małe, zwykle ubogie, ale niezwykłe w swej jedyności. Wzruszenie budzą
rodzinne Małoszyce, przypadkowe
miejsca po drodze, dzieje domów,
święta, a nawet słowa, formuły
poetyckie i filozoficzne. Ujęte
w trafną miniaturę.