“Każdy pracodawca, który po 1 stycznia br. zawrze umowę o dzieło, musi zgłosić ją do ZUS. A ten w systemie jak na dłoni będzie widział, gdzie umowy o dzieło mogą być nadużywane i które firmy warto na tę okoliczność skontrolować” – zwraca uwagę “Gazeta Wyborcza”.
Problem jest m.in. z tłumaczami. Jak czytamy w artykule, “zdaniem przedstawicieli branży w wyniku tłumaczenia powstaje dzieło. ZUS z kolei postanowił w 2015 roku zakwalifikować tłumaczenia do zleceń. We wrześniu ub.r. roku Sąd Najwyższy wydał w tej sprawie orzeczenie, które nie dało jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czym jest tłumaczenie. Zdaniem SN wszystko zależy od tego, na co umawiają się strony. Czymś innym jest bowiem przetłumaczenie książki, czymś innym zaś podjęcie się zadania stałego tłumaczenia tekstów reklamowych dla zleceniodawcy”.
ZUS ma prawo zażądać uiszczenia zaległych składek (jakkolwiek to zostałoby udowodnione) wraz z odsetkami do pięciu lat wstecz. A to powoduje, że koszty zawierania fikcyjnych „dzieł” mogą być dla nieuczciwych, ale też niedoinformowanych pracodawców olbrzymie.