Wtorek, 5 maja 2020
WydawcaMG
AutorDariusz Pachocki (red.)
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2020
Liczba stron382
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 4/2020

Autorski „alfabet” to, zgódźmy się, rodzaj wymówki, którą czytelnicy powinni łatwo przyjąć: Pan Autor pokazuje nam wszystkich tych, którym zazdrości, nie lubi ich, ma im za złe, chciałby im krzesło spod tyłka wykopać, głównie zaś przedstawić siebie w jak najlepszym świetle. Podobny alfabet szykowany przez krytyka, recenzenta i badacza twórczości autora to zamierzenie innego kalibru – kompilator nie bierze odpowiedzialności za treść wypowiedzi, spada jednak na niego pochwała albo nagana za wizerunek bohatera, jaki, wykorzystując jego treści, wykreował. A to już wielka obligacja. Kto wie, czy sobie ją wymarzył…

Tyrmand za czasów początków swej kariery w Polsce, a i później, po wyjeździe na Zachód, postrzegany był głównie jako człowiek kultury – promotor jazzu, organizator muzycznych imprez, publicysta, dziennikarz, autor opowiadań i powieści, w tym najsłynniejszej, warszawskiej „ballady ulicznej” zatytułowanej „Zły”, która doczekała się statusu pozycji kultowej, przepisywanej i kopiowanej, gdy książkę wycofano z bibliotek i zakazano wznowień. Mniej, jeśli w ogóle, znano jego kąśliwe i przenikliwe uwagi dotyczące polityki, ustroju, historii, ludzi ją tworzących. Bo też Tyrmandowi nie dane było pochwalić się nimi, gdy mieszkał i pracował w Polsce. Zapełniał nimi kajety, głównie sławetny „Dziennik 1954”, diariusz tyleż frapujący, co niezbyt wiarygodny – w wywiadzie udzielonym w 1989 przyznawał, że „przysiadł fałdów”, by notatkom „nadać kształt nadający się do edycji książkowej”. Nie miejsce tu na analizę tekstu dziennika, jest to jednak pozycja, która o Tyrmandzie z jego polskiego okresu mówi bardzo wiele. „Z najgłębszego powołania czuję się dziennikarzem”, pisał; nie mogąc dzielić się przemyśleniami, wybrał dziennik.

Dariusz Pachocki, redaktor „Alfabetu Tyrmanda”, skupia się na jego poglądach politycznych i krytycznych wypowiedziach na temat społeczeństwa po tej i tamtej stronie, pomija niemal literaturę, choć przytacza wypowiedzi jej dotyczące: „Jestem pisarzem polskim – to nie jest ani honor, ani zaszczyt, ani powód do dumy, pychy czy gustownych przewrażliwień. To jest uwarunkowanie”, notował Tyrmand w 1960 roku. Jednak cały niemal tom jest prezentacją autora „Filipa” jako komentatora bieżących wydarzeń, analityka zachowań ludzi stojących u władzy i podejmujących decyzje po obu stronach Atlantyku, teoretyka oceniającego ustroje w oparciu o praktykę. Ta książka to niejako świadectwo zwycięstwa Tyrmanda – beletrystyka była ważna, ale naprawdę liczyła się publicystyka polityczna. I to Dariusz Pachocki pokazuje wyraźnie.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ