Piątek, 7 lutego 2020
WydawcaMando
AutorDariusz Rosiak
RecenzentGrzegorz Sowula
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2019
Liczba stron254
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2020

Jak to dobrze, że za biografię postaci tak złożonej, kontrowersyjnej, wychwalanej i opluwanej wziął się dziennikarz i reporter. Dariusz Rosiak specjalizuje się w polityce międzynarodowej, jego radiowe programy mają krąg regularnych słuchaczy – zawiłości wyjaśnia zrozumiale, wnika w szczegóły, rozwiązuje zagadki. Pomogło mu to w przedstawieniu czytelnikom Zygmunta Baumana – kiedyś powiedziałbym „jednego z produktów eksportowych, który napawać może dumą”. Teraz Polska podobno wstydzi się za Baumana, jak twierdzą orędownicy „dobrej zmiany”; dla nich nie liczy się dorobek naukowy, ale gwiazdki na pagonach. Mniejsza z tym.

Historia Baumana jest jakże typowa dla wielu polskich intelektualistów żydowskiego pochodzenia, którzy urodzili się przed wojną, zarazili się bakcylem komunizmu i nie znaleźli od razu skutecznej nań szczepionki. Wywózka w sowieckie pizdu, armia Berlinga, zdobywanie Kołobrzegu. I przejście do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co będzie się za nim – w Polsce – wlec do śmierci i dalej. Nie wypierał się tego, przyznawał do naiwnej wiary w lepszą, sprawiedliwą przyszłość. Jak mówiła autorowi córka Baumana, Anna Sfard: „Pozostał [marksistą] do końca życia. Nigdy nie zarzucił wiary w wartości, dla których przyłączył się do partii”.

Rosiak omawia polityczne aspekty biografii uczciwie, nie stroni od krytyki „badaczy” w rodzaju IPN-owskiego eksperta Cenckiewicza, ale i wspomina politycznie motywowane środowisko akademickie w Jerozolimie, które Baumana, po jego przyjeździe do Izraela, ostentacyjnie nie doceniało. Ludzi deprecjonujących jego dorobek nigdy zresztą nie brakowało, nazwiska znajdziemy w książce. Ważne jest jednak to, że nikt z zachodnich krytyków Baumana nie odwoływał się do jego przeszłości – na warsztat brano wyłącznie jego książki, wykłady, tezy.

Bo po wyjeździe z Polski Bauman zdobył ogromny autorytet w środowisku naukowym – był uznanym socjologiem, choć brytyjski lewicowy salon (wylądował bowiem w Anglii, obejmując stanowisko na uniwersytecie w Leeds) był, delikatnie mówiąc, mało mu przychylny. Jego analiza brytyjskiego ruchu robotniczego różniła się bardzo od tez Edwarda Thompsona, zdeklarowanego lewicowca i współtwórcy partii komunistycznej, ówczesnego mentora „nowej lewicy”. Stworzył nośne do dziś pojęcie „płynnej nowoczesności”, krytykował globalizację, pisał świetnym, pełnym metafor stylem, który łatwo trafiał do czytelnika. Rosiak dowodzi jednak, że czar Baumana minął, bańka prysła – krytykowano go za intelektualną wtórność, przywołując „Nowoczesność i Zagładę”, jedną z najgłośniejszych jego prac, ale dla mnie znaczące jest cytowane zdanie Johna Schwarzmantela, politologa, którego Bauman zatrudnił na uniwersytecie: „[Bauman] uważał socjologię za narzędzie zmiany świata […]. Problem polega na tym, że nigdy nie zaangażował się w debatę na temat tego, co konkretnie zrobić, żeby ten świat zmienić”. Jeszcze dobitniej wyraża się Eva Illouz, socjolożka z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie: „Nie miał metody, miał po prostu błyskotliwy umysł. […] niewiele zostanie z Baumana, dlatego że jego pisarstwo od lat 90. to reakcja na aktualne wydarzenia. […] jest zawsze wewnątrz zjawisk, które porusza, ale nie oferuje ponadczasowych obserwacji”. I osinowy kołek Pawła Śpiewaka: »Nowoczesność i Zagłada« to książka zmyślona. […] Wziął się do czegoś, o czym nie miał pojęcia”.

Czy Bauman zdawał sobie z tego sprawę? Z pewnością, choć mogło go to boleć. Włodkowi Goldkornowi, dziennikarzowi włoskich mediów, powiedział: „Biorę od różnych ludzi element i składam je w całość”. Był opisywaczem, według Goldkorna: „Między innymi dlatego nie ma uczniów”.

Autor nie chce deklarować się jasno po stronie zwolenników albo oponentów profesora, woli rozważać różne podejścia. Poświęcając jedną czwartą książki jego twórczości, godzi się w końcu przyjąć inne podejście: Bauman budował narrację, był pisarzem, naukę mimo wszystko odsuwał na dalszy plan. Jego lekturami na bezludnej wyspie miałyby być powieści mistrzów gatunku, nie zaś socjologiczne cegły klasyków naukowego nurtu. „Może myślenie Baumana warto potraktować jako twórczość artystyczną”, sugeruje autor. Ale to już zupełnie inna para kaloszy albo walonek czy oficerek.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ