Bożena Mazalik kilka lat temu zadebiutowała „Babą na safari” – reportażem z wyprawy do Afryki, którą odwiedziła, by relacjonować polowania i fotografować dziką przyrodę. Jej druga książka, „Ciosy słonia”, również utrzymana w klimacie afrykańskim, to powieść z elementami thrillera.

Detektyw Marta Canavan otrzymuje telefon od ojca, Maxa, na co dzień żyjącego w Zimbabwe, z informacją, że został postrzelony przez kłusowników. Prosi córkę, by przyjechała na Czarny Ląd i zaopiekowała się swoją matką, Olivią, której – jak się domyśla – również grozi niebezpieczeństwo ze strony myśliwych. Kilka dni po dramatycznym telefonie dziewczyna pojawia się w Afryce. Przybywa tam w towarzystwie przyjaciela, Tomasza. Do podróży Marta namawia też swoją przyrodnią siostrę Kamilę oraz jej szefa, Nataniela, który dobrze znał Maxa. Na miejscu okazuje się, że zrealizowanie prośby Canavana seniora to nie lada wyzwanie – Max nie przeżył spotkania z kłusownikami, a z Olivią nie ma żadnego kontaktu, więc nie można określić, gdzie się znajduje. Młodzi muszą najpierw ustalić, co zaszło na Czarnym Lądzie, by móc ratować kobietę.

Mazalik udało się stworzyć ciekawą, pełną zwrotów akcji fabułę, w której bardzo wiarygodnie odmalowuje realia życia w Afryce. Widać, że zna ten kontynent, z łatwością przychodzi jej opisanie nie tylko lokalnego krajobrazu, również mentalności miejscowych, a w związku z tym i niebezpieczeństw czyhających na bohaterów. Okazuje się, że dzikie zwierzęta to nic w porównaniu z kłusownikami opanowanymi żądzą zysków z handlu tytułowymi ciosami (jak się okaże – nie tylko), którzy posuną się daleko, by nikt nie przerwał ich przestępczego procederu.

Choć fabuła jest miejscami przekombinowana, przez co historia traci na wiarygodności, książka wciąga od pierwszych stron i trzyma w napięciu do końca. Warto zarwać kilka nocy, by potowarzyszyć bohaterom w ich afrykańskiej przygodzie.