Praca recenzenta przeważnie nie jest czymś szczególnie skomplikowanym. Kryje się w niej pewien element subiektywizmu, który należy odpowiednio uargumentować, ale jeżeli książka jest obiektywnie zła lub dobra, to opisanie jej w należyty sposób przychodzi dosyć łatwo. Od czasu do czasu pojawiają się jednak pozycje znacznie trudniejsze do oceny.
Tak jest w przypadku „Czerwonej strzały” Williama Brewera opublikowanej w Polsce nakładem wydawnictwa Czarne. Powieść amerykańskiego pisarza przez ponad dwieście stron balansuje bowiem na granicy czegoś wyjątkowego, może nawet wybitnego. To niezwykle bezpośrednia i autentyczna historia niedoszłego malarza, który niejako przypadkiem osiąga ogólnokrajowy sukces literacki. To z kolei popycha go do napisania „wielkiej amerykańskiej powieści” o (realnym tylko w świecie „Czerwonej strzały”) wycieku, który o mały włos nie pozbawił życia całego miasteczka w Wirginii Zachodniej. W tym czasie coraz ciaśniej oplata go jednak Mgła depresji.
Dzieło Brewera, jak każda książka tak ściśle skoncentrowana na stanie psychicznym narratora i samym akcie tworzenia, długo przypomina węża zjadającego swój własny ogon. Na horyzoncie cały czas widnieje jednak obietnica czegoś więcej, czegoś głębszego i bardziej uniwersalnego. Nie tylko dlatego, że u Amerykanina widać spory literacki talent, ale również ze względu na przemycone do fabuły wątki dotyczące fizyki, filozofii, współczesnej medycyny i psychologii.
Niestety, zapowiadane od pierwszych kart wielkie olśnienie tajemniczego Fizyka okazuje się tanią sztuczką, a sama powieść w swojej drugiej połówce przeradza się w nachalną reklamę terapii psychodelikami. Całość aż zalatuje banałem i samouwielbieniem, lecz sam Brewer, ustami swojego bohatera, zarzuca krytykom nadmierny cynizm. Nie cierpiałem nigdy na depresję ani nie jadłem halucynogennych grzybków, więc nie podejmę się oceny skuteczności takiej terapii. Zapewniam jednak, że z punktu widzenia fabuły tak nagła przemiana głównego bohatera w nadętego i okropnie irytującego nudziarza nie jest najlepszym wyjściem. W dodatku skutecznie zatruwa jakąkolwiek satysfakcję, która płynęła z wcześniejszej lektury.