Czwartek, 1 grudnia 2022
WydawcaAgora
AutorJarosław Kurski
RecenzentPiotr Dobrołęcki
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2022
Liczba stron472
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 11/2022

Tytułowe „dziady” to oczywiste odwołanie do Mickiewiczowskiego dramatu i tradycji ludowej, ale „dybuki” nie są już tak oczywiste, chociaż już od pewnego czasu termin ten jest obecny w wielu tekstach i rozmowach, a pochodzi od hebrajskiego dibuk i oznacza „to, co przylgnęło”. W wierzeniach i folklorze żydowskim oznacza duszę, która „po śmierci ciała nie znajduje swojego miejsca w kolejnym wcieleniu ani nie zaznaje spoczynku, natomiast wstępuje w ciało żyjącej osoby i zaczyna przemawiać jej ustami; także zły duch, demon wstępujący w daną osobę”. Dybuk stał się tematem żydowskiej literatury, a najbardziej znanym dziełem na ten temat jest sztuka Szymona An-skiego z 1916 roku zatytułowana właśnie „Dybuk”.

Tytuł znakomicie oddaje treść książki, która jest historycznym esejem o dziejach własnej rodziny, licznej i bardzo zasłużonej na wielu obszarach, choć wiedza o tym docierała do autora z opóźnieniem, bo długo żydowskie pochodzenie było w wielu rodzinach tematem tabu, tematem, o którym dzieci nic nie wiedziały, owianym tajemnicą w obawie o reakcję otoczenia.

Autor jest osobą znaną, pojawił się publicznie jako rzecznik Lecha Wałęsy, a od lat kieruje „Gazetą Wyborczą” jako zastępca Adama Michnika, redaktora naczelnego. Ale też jest starszym bratem jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci naszych mediów, czyli Jacka Kurskiego, do niedawna stojącego na czele Telewizji Polskiej, nadającego jej specyficzny (aby użyć najbardziej łagodnego słowa) styl. Ale znany wszystkim brat pozostaje w narracji autora na marginesie, natomiast jej główną bohaterką jest matka obu braci – Anna, która była ważną postacią gdańskiego środowiska, miasta, w którym mieszkała niemal przez całe dorosłe życie, chociaż „swoje serce zostawiła na Ukrainie”.

Dobrze wiemy, że autobiografie, a szczególnie biografie własnych rodzin, potrafią być zwyczajnie nudne, zwłaszcza gdy próbuje się za wszelką cenę wybielić swoich bliskich. Tym razem jest całkiem inaczej – tekst czyta się wspaniale, podziwiając nieznany wcześniej talent literacki autora, który wszedł teraz do grona najwybitniejszych polskich autorów reportażu. I jeszcze jeden z wielu aspektów tej książki – jest to też historia Gdańska i gdańskiego środowiska, które ukształtowało autora oraz wielkie gremium wybitnych polityków i ludzi biznesu. Czytamy więc świetny skrót zawarty w takich słowach jak: „przed grudniem roku 1970 Gdańsk trwał w przedziwnym stanie zawieszenia – pomiędzy wielowiekową historią, która – zdawało się – skończyła się w roku 1945, a historią nową, która jeszcze się nie narodziła. Był Gdańsk miastem niemal 400-tysięcznym, miastem przesiedleńców, miastem ludzi jak Lech Wałęsa, którzy przyjechali tu z prowincji do okna na świat, by pracować w portach, stoczniach, urzędach. Etnicznie i kulturowo eklektycznym, gdzie nie było silnej tradycji ani lwowskiej, ani wileńskiej, ani nawet kaszubskiej. Gdańsk nie miał jeszcze wykształconej swojej elity”. A potem: „Grudzień ’70 wszystko zmienił. Odrodziło się wolne miasto Gdańsk”. I o tym też jest ta wybitna książka.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ