Piątek, 7 lutego 2020
WydawcaZnak
AutorTadeusz Konwicki
Recenzent(et)
Miejsce publikacjiKraków
Rok publikacji2019
Liczba stron172
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2020

Uwierzcie mi lub nie, ale moja kotka usilnie próbowała powstrzymać mnie przed lekturą tej książki. Bezczelnie sadowiła się na kolanach, kiedy czytałam, układała się w kłębek na książce, łasiła się i domagała głaskania. Wreszcie umknęłam jej, podsypując smakołyki. I warto było. Bo to najlepiej napisana dotychczas kocia biografia, jaka wpadła w moje ręce.

Autora „Małej apokalipsy” mijałam, niestety tylko z rzadka, na ulicy Górskiego, gdzie mieszkał, a moja córka uczęszczała w pobliżu do przedszkola. Główny lokator, Iwan, już nie żył, zmarł w 1988 roku.

A jaki był sierściuch Konwickich? Tadeusz Konwicki nie szczędzi epitetów: „oschły nachał”, „pyszałek”, „nasz debil”, „lodowato beznamiętny”, „kapryśny”, „mój niewolnik i mój pan”. Cóż, panoszył się w domu, rozpieszczany, karmiony smakołykami. Nie traktował gospodarzy dobrze: bił, dręczył, tyranizował, ale i rozczulał swoją postawą „frontalną, imponującą”. Wytrzymali razem 18 lat. Tadeusz Konwicki gotowy był dla niego zrezygnować z wakacyjnego wyjazdu, z wyjścia do knajpy.

Na książkę składają się teksty Tadeusza Konwickiego o kocie, a także piękne ilustracje wykonane przez jego żonę, Danutę. Całości dopełnia wspomnienie ich córki Marysi, która pisze m.in. tak: „Iwan był sercem domu i gwiazdą literacką. Po »Kalendarzu i klepsydrze« zyskał rzesze wielbicieli, którzy żądali wieści o nim w kolejnych książkach, słali z zagranicy kocie żarcie. Że sytuacja wymyka się spod kontroli, zrozumiałam, gdy w czasie stanu wojennego rodzice biedowali, a z całego świata napływały paczki z jedzeniem dla Iwana. Mam wrażenie, że ojciec był na polskim gruncie prekursorem lansowania kotów w kulturze, trendu, który doprowadził dziś do sytuacji, że nie sposób otworzyć internetu, żeby nie utonąć w morzu zdjęć słodkich kiciusiów”.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ