Bohater książki do kanonu rodzimej kinematografii wszedł za sprawą
adaptacji trylogii Henryka Sienkiewicza. Czy dlatego powstał tryptyk
literacki mu poświęcony?
Po dwu tomach „wywiadowczych” Stanisława Zawiślińskiego –
przyznajmy, drugi był zmodyfikowaną i rozbudowaną częścią pierwsze
go – na półki księgarskie trafiła reporterska monografia pióra urodziwej
dziennikarki, której najistotniejszymi, jak mniemam, przystankami na
szlaku zawodowym były redakcje „Sztandaru Młodych” oraz „Kulis”.
„Jest jak papież w Kościele, jak generał podczas bitwy” – przedstawia
Jerzego Hoffmana, który na firmamencie filmu zaistniał przed ponad
półwieczem pracując w duecie z Edwardem Skórzewskim. Najpierw,
jako dokumentalista („Uwaga, chuligani!”), potem w fabule („Gangsterzy
i filantropi”, „Prawo i pięść”).
Z książki wynika, iż ten inteligencki potomek mieszczańskich rodziny
zasymilowanych Żydów przeklina niczym ulicznik, nie wylewa za
kołnierz, jest wytrawnym smakoszem i żartownisiem.
Ekranizacją sienkiewiczowskiej trylogii ściągnął do kin rekordową
widownię. Każdy chciał w niej zagrać, stąd o główne role trwała rywalizacja
elektryzująca swego czasu całą Polską, choć, jak twierdzą wtajemniczeni,
kluczowe dla obsady były wskazówki Wali, żony reżysera.
Drugiej zresztą. Chociaż i ją zawodziła intuicja (vide drewniana Izabela
Scorupco w roli Heleny Kurcewiczówny).