Wtorek, 16 czerwca 2020
WydawcaAgora
AutorR.O. Kwon
TłumaczenieŁukasz Błaszczyk
RecenzentAdam Słupski
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2020
Liczba stron288
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 5/2020

W pierwszym rozdziale „Podpalaczy” R.O. Kwon informuje czytelnika, co się stało, a w trakcie pozostałych dowiadujemy się, jak i dlaczego. Historia zaczyna się banalnie: on, Will zakochuje się w niej, Phoebe, studentce tego samego prestiżowego uniwersytetu. Pochodząc z biednej, rozbitej rodziny, chłopak buduje osobistą pozycję, wymyślając swoje pochodzenie i kreując się na przedstawiciela klasy średniej. Phoebe odwzajemnia uczucie, czytelnik śledzi więc intensywnie rozwijającą się relację. Coraz częstsze wizyty dziewczyny u religijnego wizjonera, który nagle pojawia się znikąd, przybierają niepokojący obrót.

Autorka dokonuje analizy działania sekty religijnej, sposobu, w jaki ta stopniowo buduje zaufanie nowych członków oraz jak jej szef, który twierdzi, że słyszy głos Boga, zaszczepia swoim naśladowcom nowe myślenie, karząc odrzucić im dotychczasowe zasady, którymi się kierowali. Na przykładzie Phoebe, osoby zdecydowanej, ale jednocześnie psychicznie niestabilnej z uwagi na tragedię rodzinną, o którą się obwinia, R.O. Kwon dokonuje drobiazgowej analizy procesu selekcji: kogo dobrać, jak zyskać przychylność tej osoby i wreszcie jak sprawić, by posłusznie wykonywała polecenia. Phoebe, która mówi o sobie: „Jeśli się kocha wygrywać, tak jak ja to kochałam, nie wystarczy świadomość, że odniosło się sukces. Inni muszą jeszcze ponieść porażkę”, staje się łatwym rekrutacyjnym celem i bezwzględnie posłusznym żołnierzem.

„Podpalacze” to historia miłości i manipulacji, przyjmowania pozy i odsłaniania swoich najsłabszych stron, to opowieść o trudach budowania trwałych relacji i samotności, to pochwalanie wierności wartościom i jednocześnie ostrzeżenie przed brakiem krytycyzmu. Początkowo powieść bardzo dobrze się czyta, ponieważ wątek miłosny i gloryfikacja swobodnego studenckiego życia, takiego współczesnego seize the day sprawnie przykrywają dydaktyzm wydobywający się spomiędzy linijek tekstu. W pewnym jednak momencie powtarzający się motyw tajemnych spotkań religijnego zgromadzenia przestaje wciągać, akcja traci tempo, a ja zaczynam sprawdzać, ile stron pozostało do końca rozdziału. Na szczęście, zakończenie zawiesza czytelnika w możliwościach interpretacji, co zawsze cenię.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ