Czwartek, 27 października 2022
WydawcaBajka
AutorRoksana Jędrzejewska-Wróbel
RecenzentMaria Kulik
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2019
Liczba stron36
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2020

Przeczytać „Pracownię Aurory” i odłożyć książkę bez refleksji i zastanowienia – to niemożliwe. Nowa powieść Roksany Jędrzejewskiej- -Wróbel wpisuje się w poetykę „Jelenia” i „Praktycznego Pana”, opowiadając o kondycji ludzi we współczesnym świecie.

Świat ten zmienia się na naszych oczach i sami widzimy, że jest coraz mniej przyjazny, coraz bardziej stajemy się zagubieni. Na naszych oczach zmienia się scenografia najbliższego otoczenia, nasze ulice, place i parki nie są już takie jak kiedyś. Ratunek przychodzi niespodziewanie, trzeba go dostrzec i zaakceptować, jak to się udało Praktycznemu Panu.

Miasteczko opisywane przez autorkę, a ilustrowane przez Jonę Jung, może być wszędzie. Może to być Olsztyn, a może Krotoszyn. Niewiele zostało w nim dawnej scenerii. Nie ma już krawca, kaletnika, ani naprawy parasolek. Naprawy trwają długo, a ludzie chcą mieć wszystko szybko, dlatego tłum gości wypełnia zakład gastronomiczny „Rach-ciach-ciach! Najszybszy hamburger w mieście”. Jego klienci muszą się wszak szybko posilić, bo dopiero co wyszli z „Must have sale” i ze studia urody „Wieczna młodość”. Oby nie zabrakło im pieniędzy, ale o to zadbają trzy banki, mieszczące się przy tej samej ulicy.

Ostatni zakład rzemieślniczy to właśnie tytułowa pracownia Aurory, starszej już pani, która pamięta dawne firmy, a sama wykonuje specyficzny zawód – naprawia złamane serca.

To znaczy – wykonywała. Aurora decyduje się zamknąć pracownię, bo nikt już nie potrzebuje jej usług. Ludzie chcą, aby wszystko było szybko, a naprawa serca potrzebuje czasu i troski. W sklepach jest pełno nowych i nowoczesnych rzeczy, ale przecież serce ma się tylko jedno i to na całe życie. Jednak są ludzie, którzy nawet nie zauważą, że serce im się łamie, a gdy się zorientują – jest już za późno. To ci, którzy idą po ulicy wpatrzeni w ekrany swoich smartfonów i nie widzą nikogo wokół siebie.

Wreszcie nastaje dzień, który zaczyna się bardzo źle, jest ponuro, zimno, nawet imię Aurory (czyli Jutrzenki) nie rozjaśnia atmosfery i do tego wiatr łamie parasolkę. To wszystko przyspiesza decyzję – Aurora postanawia przejść na emeryturę. Komu teraz przypadną słoje z melisą, ekstrakty wiary, destylaty życzliwości, kompresy dobroci, perfumy życzliwości? Półki pracowni uginają się od tych leków, którymi niegdyś ratowano serca, niektóre po powtórnych złamaniach.

Ale oto, zanim padły sowa „Pora zamykać”, w drzwiach pojawia się przemoknięta dziewczynka, która chce tylko przeczekać ulewę. Zafascynowana słucha opowieści Aurory o stojących na półkach preparatach i ich wykorzystaniu w terapiach, a także o losach pacjentów, którzy niegdyś byli stałymi klientami pracowni.

I wreszcie pada pytanie, które zmienia wszystko, pryska apatia, zmęczenie życiem i ponure myśli o emeryturze. Pytanie to brzmi: „Czy nauczy mnie pani naprawiać serca?”. Któż mógłby zadać to pytanie, jeśli nie Nadzieja, a tak ma na imię następczyni Aurory w zakładzie rzemieślniczym „Naprawa złamanych serc”. Skoro jest Nadzieja, to zapewne pojawią się też Wiara i Miłość. Bo wszystko jest możliwe, jeśli się wierzy w to, co się robi.

Ukoronowaniem ilustracyjnym opowieści jest wyklejka; w części przedniej, przed rozpoczęciem lektury, przez środek rozkładówki biegnie szerokie rozdarcie. Po zakończeniu jest ono pięknie i równo, na okrętkę zaszyte.

 

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ