Czwartek, 6 lutego 2020
WydawcaBiblioteka Słów
AutorPiotr Wojciechowski
RecenzentMichał Zdun
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2019
Liczba stron272
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 1/2020

Wbrew podtytułowi, utwór Piotra Wojciechowskiego nie jest zbiorem opowiadań, lecz powieścią o konstrukcji składankowej, mozaikowej, w której poszczególne elementy układanki stopniowo tworzą całość. Książka nie jest łatwa w lekturze, wymaga od czytelnika skupienia i uwagi w rozszyfrowywaniu strzępów przekazywanych informacji, nawiązujących do wątków pojawiających się we wcześniejszych rozdziałach, a nawet w pozycjach tego autora wydanych przed laty.

Całość dotyczy losów kilkunastu bohaterów przewijających się przez współczesną Polskę, głównie Warszawę, o rodowodzie wschodnim, lwowskim lub podlwowskim. Jedną z postaci jest Anna, która przybyła do Polski w poszukiwaniu swoich dzieci, wywiezionych z Ukrainy przez teściową. Inny bohater to Ryszard, na którego życiowej drodze los postawił daleką krewną, „królewnę Lubę” oraz jej brata Dimę. Wątki przeplatają się, lata biegną, kraj zmienia się, ale ludzie są ci sami. Ich losy układają się w zalążek rodzinnej sagi, tym bardziej, że urwane przed laty, jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, a także w jej wyniku, dzieje poszczególnych postaci odżywają w swoistym ciągu dalszym w kolejach życiowych ich potomków. Wiele w tych obrazach trafnych spostrzeżeń na temat naszej rzeczywistości, często gorzkich i jakby wstydliwych, konfrontowanych przez miejscowych z punktem widzenia przybyszów zza wschodniej granicy, która kiedyś w sztuczny, narzucony z góry sposób, rozdzieliła krewnych, jako bezwzględna prawidłowość rzekomej sprawiedliwości historycznej. I właśnie tym społeczno-politycznym wyrokom autor przeciwstawia jednostki ludzkie, łączące się ponownie, na przekór odgórnym postanowieniom, i budujące swoje nowe życie w warunkach nowych, pozornie obcych, lecz będących jakąś formą pokoleniowej inkarnacji losów przodków rzuconych na żer okrutnym czasom, które kilka dekad wcześniej rozbiły naturalny bieg rzeczy.

Piotr Wojciechowski jest dobrym prozaikiem. Wczuwa się w swoich bohaterów, kreśląc ich wizerunki jakby od niechcenia, posługując się pozornie bezbarwnymi kreskami językowymi, które po kilkunastu czy kilkudziesięciu stronicach nabierają kolorytu i pełni wyrazu, powracając do budowy porzuconej na jakiś czas postaci i dalszego kreślenia jej przerwanego obrazu. A obraz całości do końca jest intrygujący, szczególnie w zestawieniu z tytułem, bo tak naprawdę do ostatniej strony tych (tej?) opowieści nie wiemy, które z działających figur są rzeczywistymi „przebierańcami”, a które „przechodniami”. Tym bardziej, że oba pojęcia bynajmniej się nie wykluczają, a przedstawione relacje pomiędzy postaciami, ich emocje, zależności oraz refleksje są znakiem czasów. Chociażby płaczący żołnierz z rozdziału (opowiadania) „Miękkie serce”, który podpisał dwuletni kontrakt na misję zagraniczną, żeby spłacić dług karciany – „przebieraniec” to czy „przechodzień”? Może jedno i drugie? A być może to wcale nie jest takie ważne i wbrew zawartej w tytule sugestii stanowi tylko pozór gry prowadzonej z czytelnikiem przez autora?

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ