Sobota, 29 kwietnia 2023
WydawcaPrószyński i S-ka
AutorAndrzej Janikowski
RecenzentTomasz Zbigniew Zapert
Miejsce publikacjiWarszawa
Rok publikacji2023
Liczba stron288
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 4/2023

Współzawodnictwo w pracy uczyniło znacznie więcej szkody niż pożytku, tak brzmi konkluzja tej nader wyczerpującej pracy. Pomysł przymusowo importowano po II wojnie światowej z ZSRR do Polski i pozostałych państw obozu komunistycznego. Wszędzie tam, gdzie narzucono model gospodarki centralnie planowanej.

Po zniszczeniach wojennych Polacy z niemałym entuzjazmem ruszyli do odbudowy kraju. W rekordowym tempie wznoszono nowe domy i fabryki. Władza wykorzystywała jednak wyścig pracy do podwyższania norm, a to już nie budziło takiej euforii. Łatwo to wytłumaczyć. W zaistniałym układzie polityczno-gospodarczym narastał poważny problem: powstawała sytuacja, w której tylko część pracowników przystępowała do współzawodnictwa pracy, ale jego skutki odczuwali wszyscy. Skutki negatywne – dodajmy. Nowych, czyli wyższych norm wielu pracowników nie było w stanie wykonać. W konsekwencji, de facto, zarabiali mniej, co powodowało konflikty. Nie można zapominać też o tym, że w trakcie największego rozkwitu przodownictwa bardzo wzrosła wypadkowość w polskich kopalniach. To z tych względów przodownik stał się w końcu wrogiem zwykłego człowieka, a samo współzawodnictwo – synonimem wyniszczającej pracy.

Bicie rekordów stanowiło trampoliny wielu karier. W 1952 roku górnicy Bugdoł i Franciszek Apryas, stoczniowiec Stanisław Sołdek i murarz Józef Markow zostali posłami – uzupełnijmy, że w sejmie pełnili role dekoracyjne. Inny budowlaniec, Michał Krajewski, zasiadał w Komitecie Centralnym PZPR.

Władza usiłowała uczynić z przodowników pracy bohaterów masowej wyobraźni. Na socrealistycznych konterfektach widać twarze Wincentego Pstrowskiego i innych. Nakładem wydawnictwa Książka i Wiedza publikowano serię „Biblioteka Przodowników Pracy”. Wśród autorów broszurek znajdują się nazwiska Aleksandra Ścibora-Rylskiego, Karola Małcużyńskiego czy Kazimierza Koźniewskiego. Powieści „Przy budowie” oraz „Początek opowieści” (odpowiednio Tadeusza Konwickiego i Mariana Brandysa) lansowały – używając dzisiejszej terminologii – budowę Nowej Huty, flagowej inwestycji tamtej, słusznie minionej, epoki. Zrealizowano też kilka filmów, np. „Przygodę na Mariensztacie”, żeby wymienić najbardziej znany. No i powstało sporo piosenek w stylu soc, wtedy regularnie emitowanych z fal eteru i kołchoźników… Co z tego wszystkiego zostało? Chyba tylko pomnik Pstrowskiego dłuta Mariana Koniecznego, który, nawiasem mówiąc, nosi dziś inną nazwę. Sławi trud „Braci Górniczej”. A zatem, przynajmniej teoretycznie, przestał być artefaktem związanym z wyścigiem pracy. Jak widać, wszystko rozeszło się po kościach. Propaganda, żeby była skuteczna, musi mieć przecież jakieś umocowanie w rzeczywistości.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ