Wtorek, 28 marca 2023
WydawcaCzarne
AutorJohn Vaillant
TłumaczenieJan Rybicki
Miejsce publikacjiWołowiec
Rok publikacji2023
Liczba stron392
Tekst pochodzi z numeru MLKMagazyn Literacki KSIĄŻKI 3/2023

Od brutalnego ataku rosyjskiej armii i wybuchu wojny w Ukrainie minął już ponad rok. Nic nie wskazuje, by koniec tego konfliktu jawił się gdzieś na horyzoncie i to pomimo gigantycznego bohaterstwa Ukraińców. Na gruncie książkowym oznacza to, że ogłoszony przez wielu polskich czytelników bojkot wszelkiej literatury pochodzącej z Rosji lub o niej opowiadającej potrwa jeszcze długo.

Osobiście nie jestem człowiekiem, który chciałby banować jakiekolwiek książki. Rozumiem jednak punkt widzenia osób stojących na stanowisku, że każde dzieło kultury ukazujące Rosjan w pozytywnym świetle ma szkodliwy wpływ na sytuację naszych wschodnich sąsiadów. Z drugiej strony trudno mi się dziwić wydawnictwu Czarne, że zdecydowało się na wydanie reportażu „Tygrys. Na tropie rosyjskiej bestii” napisanego przez Johna Vaillanta. To po prostu fenomenalne i monumentalne w swoich zainteresowaniach dzieło.

Nie jest to reportaż nowy (oryginalnie wydano go w 2010 roku), został napisany przez Amerykanina, a w dodatku skupia się głównie na wydarzeniach z lat dziewięćdziesiątych toczących się w tzw. Kraju Nadmorskim, czyli najdalej położonym na wschód wycinku rosyjskiego giganta. Wszystko to można potraktować jako okoliczności łagodzące dla wydania „Tygrysa” w takim momencie. Zarazem ukazuje różne aspekty rosyjskości i Rosjan, a więc też odwagę i szlachetność niektórych z bohaterów. To z kolei brzmi w uszach wielu Polaków wyjątkowo niebezpiecznie.

O czym jednak „Tygrys. Na tropie rosyjskiej bestii” w ogóle opowiada? Odpowiedź na to pytanie jest prosta i skomplikowana jednocześnie. Główny trzon reportażu Vaillanta skupia się na prawdziwej historii tygrysa ludojada, który zaczął terroryzować mieszkańców miasteczka Łuczegorska i okolicznych terenów. Amerykanin odrysowuje szereg postaci zamieszanych w te zdarzenia, buduje swoich bohaterów, skupia się tak na polujących, jak i ofiarach, niczym rasowy detektyw analizuje kulisy zbrodni i jej możliwe motywy.

Wiele fragmentów „Tygrysa” czyta się niczym wciągający thriller społeczny, w którym pytanie „Jak?” jest tylko wstępem do ważniejszego „Dlaczego?”. I nawet gdyby Vaillant zatrzymał się na tym jednym aspekcie, to wciąż można by chwalić jego reportaż. Amerykanin miał jednak większe ambicje. Dlatego „Tygrys. Na tropie rosyjskiej bestii” podejmuje szereg innych tematów: od ekologii i ochrony środowiska, przez biologię ewolucyjną i inżynierię społeczną, aż po politykę, szamanizm oraz dawne legendy i wierzenia.

Zachowując wszelkie proporcje, można powiedzieć, że książka Vaillanta jest niczym „Moby Dick” reportaży. Tutaj również mnogość wątków ma na celu odwzorowanie całości ludzko-zwierzęcego doświadczenia. Nie jest zresztą żadnym przypadkiem, że autor w kilku różnych miejscach bezpośrednio odwołuje się do arcydzieła Hermana Melville’a. To oczywiście nie jest ta sama półka, ale „Tygrys” nie załamuje się pod ciężarem swoich ambicji i sam ten fakt robi kolosalne wrażenie.

„Moby Dick” stanowił najbardziej rozbudowany opis biologicznych i kulturowych elementów składających się na istnienie „wieloryba” (na bazie panującej wówczas wiedzy, oczywiście), więc „Tygrys. Na tropie rosyjskiej bestii” stara się zrobić coś podobnego dla największego z kotowatych. To fascynujący portret niezwykłego drapieżnika, który znalazł jedną z ostatnich bezpiecznych przystani w tajdze Kraju Nadmorskiego. Specjaliści od ochrony gatunkowej być może doszukaliby się tu drobnych niedociągnięć (reportaż wydano w 2010, więc choćby w liczebności populacji tygrysa amurskiego zaszły pewne zmiany), ale w ramach przekładu wydawnictwo postarało się uzupełnić w tych miejscach „Tygrysa” o stosowne przypisy.

Wszystko to zaś składa się na książkę kompletną, pewną swoich artystycznych ambicji i najzwyczajniej w świecie diabelnie ciekawą. Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego niektórzy polscy czytelnicy odrzucą ją ze względów pryncypialnych. Z dziennikarskiego obowiązku po prostu muszę ich jednak uprzedzić, że na tym geście wiele stracą. John Vaillant stworzył dzieło, w które czytelnik zanurza się niczym w ośnieżoną tajgę. Nie będzie to podróż łatwa, ale, jak powiedzieliby wszyscy bohaterowie „Tygrysa”, warta każdego kroku i niemożliwa do powtórzenia w jakimkolwiek innym miejscu na Ziemi.

Podaj dalej
OCEŃ KSIĄŻKĘ