
Bohatera „Krainy marzeń” Nicholasa Sparksa i jego siostrę po śmierci matki wychowywało wujostwo. Posiłki w ich domu wyglądały zawsze tak samo: „Wołano nas do kuchni, gdzie pomagaliśmy nakrywać stół. Kiedy już przy nim zasiedliśmy, ciotka – bardziej z poczucia obowiązku niż autentycznego zainteresowania – pytała siostrę i mnie, jak było w szkole. Gdy odpowiadaliśmy, wuj smarował masłem dwie kromki chleba, który jadł do wszystkiego, i w milczeniu kiwał głową, słuchając nas, niezależnie od tego, co mówiliśmy. Później posiłkom towarzyszył już tylko brzęk sztućców o talerze. Czasami Paige i ja o czymś opowiadaliśmy, ale ciotka i wuj skupiali się na jedzeniu, jakby uważali to za kolejny obowiązek do wypełnienia. Żadne z nich nie było gadatliwe, ale wuj wyniósł małomówność na niespotykany poziom. Potrafił nie odzywać się przez całe dnie”. Wbrew pozorom, wcale nie było to dzieciństwo traumatyczne. Należałoby uznać je raczej za uporządkowane i spokojne. No, może nadto.