Jeszcze w klasie maturalnej urząd się mną zainteresował. Jakubowski był wówczas porucznikiem, ale tego przecież nie wiedziałem. Ja nawet nie wiedziałem, że on nazywa się Jakubowski, bo przedstawił się całkiem inaczej. Milicjant zgarnął mnie, gdy przechodziłem ulicę nie na pasach. A to główna ulica w miasteczku, dość długa, zaś pasy wymalowali tylko w jednym miejscu. Nikomu do niczego nie były one potrzebne. Jeśli przejeżdżał pojazd mechaniczny, to raz na parę minut. Nikt nie zwrócił uwagi. Ten milicjant — Waszak, wcale nie był zły. Powiedział tylko, że przeszedłem nie na pasach i musi mnie na chwilę zatrzymać. Ja mu na to, że przecież jestem grzeczny, starszym osobom się kłaniam, ale nie powiedziałem, że przecież u nas w ogóle nie ma pasów — mógłby to poczytać jako kpiny z władzy ludowej albo jakąś prowokację. Wreszcie — mógłby się zezłościć i na komendzie sprać mnie. Chłopaków często prali na komendzie, ale nie mnie. Jakoś tak się wiedziało. Kogo z miasteczka mogą sprać, gdy mieli ochotę, a kogo raczej nie. To zależało od rodziców — jeśli coś znaczyli, to ich synom nic specjalnego nie groziło. W zasadzie…(…) Na komendzie w okienku pokazałem legitymację szkolną — dowodu jeszcze nie odebrałem, czy może nie nosiłem ze sobą, aby nie zgubić? Tłusty kapral, którego znałem z widzenia, opryskliwie skierował mnie na koniec korytarza i kazał czekać na porucznika. No i wypadło mi czekać, siedząc na krześle, dobrze ponad godzinę. Wyjąłem podręcznik, chyba do matematyki i udawałem, że się uczę. Ale gdzie tam — nie byłem w stanie się uczyć — raczej chciałem pokazać, że pilnie robię to, co do mnie należy. Nie wykluczałem, że jednak naprawdę chodzi o to przechodzenie przez jezdnię i w takim razie argument, że jestem obciążony nauką, mógł być istotny. No i wreszcie wyszedł do mnie z pokoju w środku korytarza facet może trzydziestoletni… Zawołał po imieniu dodając, zresztą dobrodusznie: — No chodź do mnie ty piracie drogowy. (…) Zaczął od tego, że nieuwaga podczas przechodzenia przez jezdnię może mieć straszne konsekwencje, bo można w ten sposób spowodować wypadek i na długie lata znaleźć się w więzieniu. Ja grzecznie powiedziałem — przepraszam — i to mu chyba wystarczyło. Potem z kolei zaczął opowiadać, że są jeszcze gorsze zagrożenia i one to już wprost zagrażają socjalistycznej ojczyźnie. Zaraz potem spytał: — A ty jaki masz stosunek do socjalistycznej ojczyzny? To było zdumiewające pytanie — zgłupiałem całkiem i odpowiedziałem: — Mam jak najbardziej dobry stosunek. Kocham moją socjalistyczną ojczyznę. — No a życie, jak by trzeba było, to oddałbyś za socjalistyczną ojczyznę? A ja właśnie jakoś niedawno oglądałem film „Kanał”. W tym filmie wszyscy patrioci oddawali swe życie …