Rok 2013 przyniósł aż dwie debiutanckie książki Andrzeja Muszyńskiego (rocznik 1984). Najpierw w marcu w wydawnictwie Czarne ukazał się zbiór jego reportaży, zatytułowany Południe, w którym autor relacjonował dzieje odbytych wypraw do biednych i zacofanych krajów Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej. Po mniej więcej pół roku oczekiwania do rąk czytelników trafia kolejny zbiór, ponownie podpisany nazwiskiem młodego pisarza, z tą różnicą, że tym razem jest to zbiór opowiadań (z jednym ukłonem w kierunku reportażu, o czym za chwilę). Ci, którzy nie przegapili pierwszej książki Muszyńskiego, mogą poczuć się nieco skonsternowani, sięgnąwszy po lekturę Miedzy. Kto by się spodziewał po autorze opisującym dotychczas najodleglejsze zakątki świata, że swoją drugą książkę poświęci polskiej prowincji? To, co na pierwszy rzut oka wydaje się tak zaskakujące, szybko okazuje się świetnym dopełnieniem portretu pochodzącego z małej wsi na pograniczu Jury i Górnego Śląska, reportera, który nie byłby tym, kim jest, bez własnego, ściśle przypisanego i obarczonego konkretną historią miejsca na Ziemi. Tak właśnie – przez klucz autobiograficzny – proponuję spojrzeć na Miedzę. W tekście Gemeinschaft, który wyłamuje się z konwencji gatunkowej przyjętej przez książkę (jest bowiem w połowie reportażem z Kambodży, w połowie opowiadaniem, którego narracja prowadzona jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej i pozwala utożsamiać mówiącego z samym Muszyńskim) znajdujemy następujący fragment: Wszystko zaczęło się tutaj. To nasza ziemia zatrzymała najdłuższy z lodowców, dalej na południe nie przebrnął nigdy. Na prawo hutnicze kominy i kopalnie, na lewo światło, cug, przestrzeń i wapienne skały. Po prawej miejskie, po lewej wiejskie. Po prawej rzeka biała, po lewej czarna. Po prawej, za kościołem, zaczynała się kiedyś Kongresówka, po lewej Galicja. W tym miejscu pogranicznym (do którego odsyła również tytuł książki) ma swój stały adres zameldowania wyobraźnia autora. Tu – w prywatnej ojczyźnie opowieści, przyczółku wiejskiej gawędy – objawia się w pełni jego rodowód, piętno odciśnięte na stałe w samej tkance języka, któremu nie sposób jakkolwiek zaprzeczyć. Dopiero poznając ów unikatowy, nieuchronnie odchodzący w przeszłość, wiejski mikrokosmos Muszyńskiego, którego dzieje opisują kolejne opowiadania, można pojąć, skąd u autora tyle atencji dla cielesnego wigoru i sił witalnych tkwiących w naturze („Moje ciało w mieście zmiękło, zwiotczało, zbladło, a …