W czasach Polski Ludowej rynek książki w naszym kraju cechowała pewna patologia. Polegała na tym, że literaturę cieszącą się dużym powodzeniem i zainteresowaniem ze strony czytelników można było dostać wyłącznie na targowiskach książkowych lub w antykwariatach, po odpowiednio zawyżonych cenach, czyli czarnorynkowych. Nakłady owszem trafiały do księgarń, ale znikały stamtąd w tempie błyskawicznym. Sam pamiętam, jak chcąc nabyć „Stąd do wieczności” Jonesa, „Ulissesa” Joyce`a, powieści ukochanego wówczas MacLeana czy Chandlera, szedłem na wolumen lub bazar Różyckiego i tam wypatrywałem ich na straganach aroganckich bukinistów. Robiłem to rzadko, bo z pieniędzmi było krucho. Ale na księgarnie nie miałem co liczyć. Zazdrościłem koledze, któremu znajoma sprzedawczyni w jednej z placówek Domu Książki odkładała pod ladę chodliwe pozycje.
Kryminały lekiem na codzienną szarzyznę
Bestsellery książkowe zaczęły pojawiać się na naszym rynku od 1956 roku, czyli czasu politycznej „odwilży”. Jaskółką zapowiadającą ten okres była wypuszczona na Gwiazdę 1955 roku powieść „Zły” Leopolda Tyrmanda (Czytelnik), łącząca cechy sensacji oraz literatury brukowej, będąca imponującą panoramą ówczesnej Warszawy.
Dużym wzięciem cieszyły się wówczas nowe, utrzymujące się na rynku aż do końca PRL-u, trzy serie wydawnicze edytujące literaturę kryminalną. Były to: „Klub Srebrnego Klucza” wydawnictwa Iskry, seria „Z Jamnikiem” Czytelnika oraz „Labirynt” wydawnictwa MON. Miały one ogromne, sięgające 100 tys. egz. nakłady. W dwóch pierwszych seriach publikowano autorów polskich oraz zagranicznych, a wśród tych ostatnich przeważali pisarze zachodni. Pod szyldem „Labiryntu” ukazywali się wyłącznie autorzy rodzimi. Niektóre z wydawanych w tych seriach pozycji błyskawicznie znikały z księgarń, stając się chodliwym towarem rynku wtórnego. I tak, z „Klubu srebrnego Klucza” nie do zdobycia w księgarniach były powieści Agathy Christie („Zabójstwo Rogera Aycroyda”, „Dziesięciu murzynków” czy „Trzecia lokatorka”), Arthura Conan Doyle’a („Studium w szkarłacie”, „Znak czterech”, „Pies Baskerville’ów”), Petera Cheyneya („Kat czeka niecierpliwie”), Tadeusza Kosteckiego („Zaułek mroków”, „Waza z epoki Ming”, „Kanion Słonej Rzeki”, „Plan wilka”), Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego („Spacer po suficie”, „Czarny mercedes”). Podobnie czytelnikowski „Jamnik”. Ukazały się w nim niedostępne w księgarniach „Zatrute pióro”, „Samotny dom”, „Pięć małych świnek”, „Morderstwo na plebanii” Agathy Christie, „Tajemnica jeziora”, „Wysokie okno”, „Żegnaj laleczko” Raymonda Chandlera, „Zawrót głowy” Boileau-Narcejaca, „Fatalna kobieta” Patricka Quentina, „Klin”, „Wszyscy jesteśmy podejrzani”, „Romans wszechczasów” Joanny Chmielewskiej. To samo dotyczy MON-owskiej serii „Labirynt” i konkretnych tytułów, takich jak „Przystań Eskulapa” i „Pięć manekinów” Edmunda Niziurskiego, „Królewna”, „Kapitan Gleb opowiada” Andrzeja Piwowarczyka, „Trzecia rakieta” Kazimierza Korkozowicza, „Morderca przychodzi nocą” Stefana Lamara. MON edytował także serię historyczną dotyczącą II wojny światowej – „Bibliotekę Żółtego Tygrysa”. Były to cienkie tomiki drukowane na słabym jakościowo papierze w małym formacie, o objętości czterech arkuszy. Wypuszczano je na rynek w ogromnym nakładzie 200 tys. egz. Niektóre z tych pozycji (np. „Ostatni zamach na Hitlera” Roberta Weissa) błyskawicznie znikały z księgarń, trafiając najczęściej do antykwariatów oraz (rzadziej) na targowiska. „Biblioteka Żółtego Tygrysa” odróżniała się od innych chodliwych serii tym, że najlepiej sprzedające się tytuły wznawiano po pewnym czasie.
Oczywiście nie tylko literatura sensacyjno-kryminalna cieszyła się tak dużym wzięciem. Na wtórny rynek trafiały natychmiast edytowane przez Państwowy Instytut Wydawniczy w serii „Klub Interesującej Książki” pozycje beletrystyki współczesnej – zachodniej, zaliczane na tamtejszym rynku do kategorii B, ale cieszące się poczytnością i zainteresowaniem w wielu krajach. Były to, przykładowo, „Młode lwy” Irwinga Shawa, „Most na rzece Kwai” Petera Boulle’go, „Wzgórze” Raya Rigby’ego, „Stąd do wieczności” Jamesa Jonesa, „Niecierpliwość serca” Stefana Zweiga. Przebojami były także wypuszczone na rynek poza seriami pozycje popularnych autorów polskich, takich jak Marek Hłasko („Pierwszy krok w chmurach”) czy Tadeusz Dołęga-Mostowicz („Pamiętnik pani Hanki”). Sukcesy odnosiła podróżnicza seria „Naokoło Świata” wydawnictwa Iskry, w której opublikowano, między innymi, „Zielone piekło” Raymonda Maufraisa, „Wyprawę Kon-Tiki” Thora Heyerdahla, „Zielone wzgórza Afryki” Ernesta Hemingwaya czy „Pożegnanie z Afryką” Karen Blixen. W czytelnikowskiej „Nike” ukazywały się wybitne pozycje prozaików współczesnych ze Wschodu i Zachodu, o które także było trudno na oficjalnym rynku książki. Wymieńmy: „Sługę bożego” oraz „Szarlatana i inne opowiadania” Erskine’a Caldwella, „Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca” Ilji Erenburga, „Dzikie palmy” Williama Faulknera, „Rzymiankę” Alberto Moravii, „Kłębowisko żmij” Francoisa Mauriaka, „Mur” Jean-Paula Sartre’a.
Głód wiedzy Ale nie tylko literatura beletrystyczna cieszyła się dużym wzięciem w antykwariatach oraz na książkowych targowiskach. Dobrze sprzedawały się również pozycje specjalistyczne oraz popularnonaukowe. Podobnie jak w przypadku literatury beletrystycznej, o zainteresowaniu ze strony czytelnika decydowały jednak nie serie wydawnicze czy szyldy oficyn, pod jakimi książki ukazywały się na rynku, lecz konkretni autorzy i tytuły. Aczkolwiek nazwa i logo serii stanowiły zdecydowaną i rozpoznawalną zachętę, gwarantującą określoną jakość i poziom „towaru”. I tak, z księgarń szybko zniknęły edytowane przez Książkę i Wiedzę „Szkice sceptyczne” Bertranda Russella, „Wstęp do psychoanalizy” Sigmunda Freuda, „Szkice z teorii kultury” Bronisława Malinowskiego. Dzieła te wydano w serii „Szachownica”, prezentującej najwybitniejsze dzieła z zakresu socjologii, kulturoznawstwa i filozofii z obszaru Europy Zachodniej. Poszczególne tomy miały różną objętość (od 12 do 38 arkuszy), a nakłady wynosiły od dwóch do pięciu tys. egz. To samo dotyczyło tytułów edytowanych w innej serii – „Bibliotece Popularnonaukowej Światowid”. Cykl ten przedstawiał problemy i wydarzenia z dziejów dawnych cywilizacji, historii poszczególnych narodów, życia wybitnych postaci różnych narodowości, historii Polski. Pod szyldem serii wydano m.in. „Marzycieli i carobójców” Leona Baumgartena, „Karola Wielkiego na tle swoich czasów” Mariana Henryka Serejskiego, „Konfucjusza” Tadeusza Żbikowskiego. Nakład poszczególnych pozycji wynosił od 10 do 30 tys. egz. Podobnie było ze słynną serią ceramowską Państwowego Instytutu Wydawniczego, nazwaną tak od nazwiska jej pierwszego autora, W. C. Cerama. Publikowano w niej książki popularnonaukowe dla wyrobionych intelektualnie czytelników, dotyczące zagadnień kulturoznawczych, antropologicznych, etnograficznych i religioznawczych. Pozycje te wypuszczano na rynek w nakładzie ok. 20 tys. egz., miały staranną szatę graficzną i sporo ilustracji. Wydano m.in. wybitne dzieła zachodnich, a także rodzimych badaczy, w tym „Złota gałąź” Jamesa George`a Frazera, „Smutek tropików” Claude`a Levi-Strausse`a, „Słowiański rodowód” Pawła Jasienicy, „Zapomniany świat Sumerów” Marka Bielickiego, „Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego” Edwarda Gibbona oraz „patrona” serii W.C. Cerama (?Bogowie, groby i uczeni?).
Specjalistyczny charakter miała „Biblioteka Wiedzy Wojskowej” edytowana przez MON. Także wśród publikowanych pod jej szyldem pozycji były takie, które szybko znikały z księgarń trafiając na targowiska i do antykwariatów. Były to, przykładowo, „Druga wojna światowa” F.W.C. Fullera, „Historia sztuki wojennej” E. Razina czy „O wojnie” Clausa von Clausewitza. Inne pozycje tej serii (np. „O burżuazyjnej nauce wojennej” A. Słobodienka) zalegały księgarskie półki. Seria miała twardą oprawę oraz papierową obwolutę i ukazywała się w nakładzie od 2 do 5 tys. egz.
Na rynek wtórny trafiało bardzo wiele książek edytowanych przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe. Pod egidą tej oficyny wychodziły cieszące się dużym zainteresowaniem serie, a niektóre ukazujące się w nich pozycje okazywały się hitami wydawniczymi, błyskawicznie znikającymi z księgarskich półek. I tak, w serii „Biblioteka Socjologiczna” wypuszczono na rynek m.in. „Myśl nieoswojoną” Levi-Strausse’a czy „Teorię klasy próżniaczej” Veblena; pod szyldem „Biblioteki Klasyków Filozofii” czytelnik mógł zapoznać się z „Pismami filozoficznymi” Cycerona czy „Zarysem filozofii prawa” G.W.F. Hegla. Przykłady można by mnożyć.
Sztuczne mechanizmy rynkowe
Dokonując przeglądu konkretnych tytułów, jakie w czasach rynku książki Polski Ludowej trafiały na targowiska oraz do antykwariatów i tam sprzedawały się po znacznie wyższych cenach niż w księgarniach, musimy postawić sobie pytanie: dlaczego tak się działo? Odpowiedź nie jest bynajmniej prosta. Pomimo trudności z papierem, długiego oczekiwania na druk i innych właściwych dla tamtych czasów kłopotów, wydawcy nie popełniali błędu, jeśli chodzi o wysokość nakładów. Nakłady wcale nie były małe! W przypadku literatury popularnej nawet bardzo wysokie (do 200 tys.), a jeśli chodzi o publikacje adresowane do węższego kręgu inteligencji, relatywnie zmniejszone, ale wciąż nie zaniżane. A jednak niektórych pozycji (w tym wymienionych powyżej), nie można było kupić za normalną, urzędową cenę w księgarni Domu Książki czy u innego z nielicznych dystrybutorów wydawniczych. Wiele z nich w ogóle nie trafiało na półki, bo personel chował je pod ladę i oferował stałym nabywcom, lub sprzedawał na rynku wtórnym. Zaprzyjaźniony księgarz okazywał się znajomością na wagę złota, porównywalną z analogiczną sytuacją w sklepach mięsnych w chudych latach osiemdziesiątych. O dobrą książkę było bardzo trudno i moim zdaniem przyczyny takiego stanu rzeczy były co najmniej dwie.
Najważniejszą był ogólny głód dobrej książki. Określenie „dobra książka” dotyczy wartościowych pozycji, o których głośno było na świecie, głównie świecie zachodnim. Dotyczy także zręcznie napisanej literatury rozrywkowej, z którą rynek PRL był przez cały czas „na bakier”. Niektórzy decydenci uważali, że społeczeństwo powinno czytać Marksa i Lenina, a nie kryminały, romanse czy westerny. Bestsellery wydawnicze Francji, Anglii czy Stanów Zjednoczonych spotykały się u nas z identycznym rezonansem jak w tamtych krajach, przy czym u nas trafiały na rynek regulowany w sposób sztuczny. Sztuczność polegała na tym, że tytuły chodliwe i poszukiwane były zaledwie niewielkim procentem ogólnej produkcji książkowej. A te pozostałe, czyli w praktyce dominujące, publikacje stanowiły wynik politycznych decyzji odgórnych. Składała się na nie literatura społeczno-polityczna, propagandowa, beletrystyka krajów zaprzyjaźnionych, a więc tomy wierszy, opowiadań czy powieści rodem z NRD, Rumunii, Węgier, Czechosłowacji, Bułgarii. Oczywiście, w tym zalewie książek także zdarzały się perły, błyskawicznie znikające z półek, np. dzieła Bułhakowa, Hrabala czy Mandelsztama, tym niemniej ogólna produkcja pozycji tłumaczonych z krajów Demokracji Ludowej zalegała półki i bezskutecznie czekała na nabywców, mimo bardzo niskich cen. Ludzie nie chcieli tej literatury- chcieli Chandlera, MacLeana i Chmielewską oraz Cerama, Hegla czy Freuda. Tak więc sztucznie regulowany rynek był najpoważniejszą przyczyną trudnego dostępu do wartościowej literatury. Z tym zjawiskiem, nie do przeskoczenia w tamtych realiach, wiąże się przyczyna druga. Była nią mianowicie niezwykle skąpa liczba wznowień. Spójrzmy na przykłady. Przez długie lata, aż do schyłku panowania ustroju, takie bestsellery jak „Zły” Tyrmanda, „Tajemnica jeziora” Chandlera, „Działa Nawarony” MacLeana, powieści Chmielewskiej czy „Druga wojna światowa” Fullera wydano tylko raz. Dotyczy to również całej masy wydawnictw popularnonaukowych i specjalistycznych. Nic dziwnego, że były niedostępne na oficjalnym rynku, a na rynku wtórnym osiągały astronomiczne ceny. Mało tego ? w bibliotekach odbywały się specjalne zapisy na dany tytuł! Książki przechodziły z rąk do rąk i po kilkunastu takich wypożyczeniach ich stan był opłakany. Niechęć do wznowień również miała genezę w odgórnych dyrektywach politycznych, chociaż pod tym względem wydawcy mieli większą swobodę. Pisarka Joanna Chmielewska w jednym z wywiadów powiedziała, że jej powieści nie wznawiano w PRL, bo nie chciała dać łapówki. Jakakolwiek byłaby tego przyczyna, faktem jest, że wydawcy postępowali w sposób sprzeczny z podstawowymi zasadami ekonomii rynkowej, nie inwestując w towar chodliwy. Może tego rodzaju zdrowe podejście do tematu było wówczas uważane za przejaw mentalności kapitalistycznej? Chyba tak, bo wystarczyło zmienić zasady gospodarki, a przy okazji i cały ustrój, żeby okazało się, że wszystkie wymarzone pozycje są na rynku, po normalnych cenach, w księgarniach i kioskach. Leżą dzisiaj, pięknie wydane, czekając na nabywców, bo w dobie nasycenia towarowego, to książki walczą o czytelnika, a nie odwrotnie, a ceny w antykwariatach i na giełdach stały się, o dziwo, niższe od tych oficjalnych.