Czym dla pana jest prawo? Władza prawa oznacza stabilność kraju. Jak ocenia pan funkcjonowanie prawa, niekoniecznie w kontekście powieści „Więzień sumienia”?W krajach demokratycznych prawo na ogół funkcjonuje dobrze, niekiedy nawet świetnie. Nie da się tego powiedzieć o prawie w krajach rządzonych przez dyktatury. Skąd w związku z tym biorą się takie postaci jak w „Więźniu sumienia” koszmarna kuratorka, nie umiejąca wyjść poza nie pasujące do rzeczywistości, dawno temu opracowane schematy. Tacy ludzie – słabo wykształceni, marnie przygotowani do swojej pracy, na ogół są niezbyt bystrzy, ale prawda jest taka, że ludzie z którymi mają do czynienia też nie są szczególnie inteligentni. Tacy kuratorzy, rzeczywiście, funkcjonują w oparciu o pewien zestaw formułek, które muszą poruszyć czyli, na przykład, czy ma pan gdzie mieszkać, ile pan zarobił, czy pan pracuje. I tak dalej. Czy pan wierzy w możliwość resocjalizacji? Czy kara może człowieka poprawić? W większości wypadków – nie. Nic nie poprawi recydywisty, dla którego zbrodnia jest zawodem. Zbrodnia, ale i występek. Włamywacze po odsiedzeniu wyroku natychmiast planują kolejne włamanie. Tylko w tych przypadkach, gdy mamy do czynienia z pierwszym wyrokiem, kara może – oczywiście może a nie musi – wywrzeć wpływ na dalsze życie skazanego. Bywa, że jest to wpływ zbawienny. A co z tymi wszystkimi, którzy trafiają do więzienia niewinnie, na skutek pomyłki aparatu ścigania czy sądownictwa? Oczywiście, są takie przypadki, znam je z autopsji, ale zdarzają się one jeden raz na tysiąc. Czym się różni, według pana, odsiadywanie wyroku w więzieniu w kraju demokratycznym i niedemokratycznym? Jest ogromna różnica. W takich krajach jak Iran, Irak za rządów Saddama Husajna czy Afganistan więzienie to, po prostu, piekło. Nie będę się z panem spierał, choć wydaje mi się, że piekło jest wszędzie takie samo, a co dzieje się w duszy człowieka wie tylko on sam.Z tym to akurat się zgadzam. Zna pan to też z autopsji? Owszem. Moja sprawa jest powszechnie znana i dobrze opisana, także przeze mnie. Osiągnął pan świetną pozycję na rynku literackim. Czy pan się czasami jeszcze zastanawia, jak do tego doszło? Można odnieść sukces bez łutu szczęścia, ale jak się ma ten łut, to wiele on upraszcza. Ja go miałem. Ale szczęściu trzeba pomóc, trzeba pomóc sobie samemu. Pojechałem do Ameryki, gdy ukazał się tam „Kane i Abel” i naprawdę robiłem bardzo dużo, by zainteresować swoją książką potencjalnych czytelników. Z umiarkowanym powodzeniem. I wtedy Johnny Carson, który miał swój program telewizyjny nagrywany w Kalifornii, ale transmitowany na całe Stany pokazał 40-milionowej widowni okładkę „Kane i Abla” i powiedział, że jest to najlepsza powieść jaką przeczytał w ciągu ostatnich dziesięciu lat. I książka od razu poszybowała na szczyt listy bestsellerów. Co musiał pan zrobić, by skłonić Carsona do tego? Nigdy w życiu go nie spotkałem. A, mówiąc szczerze, nie potrafiłbym podłożyć mu swojej książki, wcisnąć jej do tego show. Dzisiaj takie samo miejsce w amerykańskiej telewizji zajmuje Ophra Winfrey. Jeśli przeczyta jakąś książkę, spodoba się jej i powie o tym w swoim programie, będzie to murowany bestseller. Jak pan sytuuje „Więźnia urodzenia” w swojej twórczości? Są ludzie, którzy uważają, że jest to moja najlepsza książka. Ale krytycy nie chcą się z tym zgodzić, uważając, że „Ścieżki chwały” to najlepsze co wyszło spod mego pióra, natomiast „Więzień urodzenia”, istotnie, wyróżnia się na tle mego dorobku, …