Poniedziałek, 17 grudnia 2018
"Podróż na koniec świata"

Nicholas Gannon Podróż na koniec świata
tłum. Maria Grabska-Ryńska, Debit, Katowice 2018, s.340, ISBN 978-83-8057-276-8

Ta przygodowa, przeznaczona dla młodszego (9+?) czytelnika książka jest debiutem literackim i zarazem graficznym autora, który do tej pory imał się różnych zajęć. Na jego wrażliwość artystyczną duży wpływ wywarła, jak mi się wydaje, lektura cyklu o Harrym Potterze. Wiele jest w tym utworze inspiracji książką o małym czarodzieju, choć nie ma magii i kształcenia w Akademii. Trójka bohaterów należy jednak do specyficznej grupy klasowych odmieńców, nie do końca akceptowanych przez rówieśników, a już na pewno nie przez opresyjny szkolny system. W sposobie portretowania niektórych dorosłych (straszna wychowawczyni!) widać też wpływ książek Roalda Dahla, a poczynania naszych zuchów to ziszczenie dziecięcych snów o potędze (tu kłania się „Niezwykła księga hipnotyzmu Molly Moon” Georgii Byng).

Główny bohater, Archer Helmsley, jest jedynakiem, dość samotniczym dzieckiem zapracowanych i majętnych rodziców. Ogromny dom, w którym mieszka rodzina Helmsleyów, jest pełen dziwactw i skarbów zebranych przez jego dziadków, sławnych odkrywców. Archer aż za dobrze zna każdy zakątek i zakamarek, a wypchane zwierzęta – eksponaty – są towarzyszami jego rozmów i doradcami w poczynaniach. Nic dziwnego, odkąd jego dziadkowie zaginęli na górze lodowej, jego matka ledwo pozwala mu wyjść z domu. Och, jak bardzo Archer tęskni za przygodą! Poza tym nie wierzy, że dziadkowie naprawdę zginęli. Może udało im się wydrążyć dziurę w lodowej powłoce Antarktydy (stamtąd napłynęły ostatnie listy) i tam się schronili? Chłopiec absolutnie musi ich odnaleźć i postanawia wyruszyć w wielką podróż, podróż na koniec świata,  w wielką podróż, podróż na koniec świata, jak mówi tytuł książki.

Z pewnością nie dokona tego wyczynu sam, towarzyszy mu dwójka rówieśników: Adélaïde L. Belmont i Oliver Glub. Cała trójka, obdarzona rozmaitymi umiejętnościami, niczym Harry Potter, Hermiona Granger i Ron Weasley, szykuje plan. Plan wydostania się z domu, co jest bardzo trudne, a następnie – całkowicie z ich miasta, co jest jeszcze trudniejsze.

Powieść zawiera wiele niejasności, ale być może nie będą miały one znaczenia dla młodego czytelnika. Przede wszystkim nie do końca jestem w stanie umiejscowić akcję w czasie. W tekście znajdujemy listy, ale nie ma na nich dokładnej daty, tylko dzień i miesiąc. Dziadkowie podróżują statkiem, bagaże mają w stylowych, nieużywanych obecnie kufrach. Jest już elektryczność (na ilustracjach są lampy) i mamy samochody (kurier przywożący paczki pachnie benzyną). Mamy już kasety magnetofonowe i coś w rodzaju krótkofalówki. Wspomniana wychowawczyni stosuje metody niedopuszczalne w obecnych czasach, jak nie przymierzając dyrektorka Matyldy, pani Trunchbal. Sugerowałabym czas akcji na okres międzywojenny, czy dla potencjalnego odbiorcy lektury ma to znaczenie? – nie wiem.

Kolejną zagadką jest dla mnie tłumaczenie tytułu, a właściwie sam tytuł. Otóż polska wersja, czyli „Podróż na koniec świata”, jest zgodna z treścią i akcją. Tymczasem
w oryginale tytułu brzmi „The Doldrums”,
co w terminologii marynistycznej i żeglarskiej
oznacza strefę ciszy na oceanach, ok.
30-35 st. szerokości geograficznej. W treści
książki nie ma nic, co by nawiązywało
do tego pojęcia, dziadkowie wypłynęli na
Antarktydę, a trójka młodych poszukiwaczy
przygód nie zdążyła nawet dotrzeć do
portu. W sensie przenośnym „doldrums”
oznacza depresję psychiczną, na którą nikt
z bohaterów nie cierpi.
Kto jest adresatem książki? Narracja i fabuła
nie są skomplikowane, ale utwór jest
obszerny (ponad 300 stron), więc na pewno
wymaga dobrze opanowanej sztuki czytania.
Autor napisał już część drugą – „Klątwę
Helmsleyów”.
Czy wydawca zdecyduje się udostępnić
kolejny przekład polskiemu czytelnikowi?
Czy książka odniesie rzeczywiście sukces
wydawniczy, jak to czytamy w zamieszczonych
minircenzjach prasowych? Roi się
w nich od słów „urzekająca”, „zapierająca
dech”, „prawdziwa uczta” itp. Książce patronuje
tylko Strefa Psotnika, zamieszczając
na swojej stronie jedno zdanie o niesamowitych
ilustracjach. Dlaczego niesamowitych?
Są delikatne, subtelne, utrzymane w stylu
retro, dobrze korespondują z tekstem. Czemu
tych patronatów nie ma więcej? Ani Qlturka,
ani Granice.pl, które zwykle polecają
taką lekturę, tym razem są nieobecne. Jeśli
powieść ma powtórzyć sukces Harry’ego,
Matyldy i Molly Moon – wydawca musi zadbać
o intensywną promocję.

Autor: Maria Kulik
Źródło: Magazyn Literacki KSIĄŻKI 12/2018