Kolejny dobry rok, kolejny rekordowy rok. Na to wskazują pierwsze prognozy i nadsyłane wieści zarówno od wydawców, jak i dystrybutorów. W 2007 roku wartość sprzedaży książek w cenach wydawców zamknęła się rekordową kwotą 2,57 mld zł. Wzrost wyniósł wówczas 9 proc. Za 2008 rok ostrożnie możemy prognozować wzrost o 2,5-3 proc., a więc do wartości ok. 2,64 mld zł, a piszę to nie znając jeszcze wyników szczytowego, gwiazdkowego, sezonu sprzedaży. Nie był to może rok wielkich bestsellerów, co jednak z powodzeniem wyrównywała dobra sprzedaż evergreenów (zaskakująco dużo tytułów z 2007 roku utrzymało się na „topkach” sprzedaży w Empiku i Matrasie, jak choćby książki Małgorzaty Kalicińskiej czy Wojciecha Cejrowskiego). Rok jednak zaczął się od superhitu („Harry Potter i Insygnia Śmierci” Joanne K. Rowling, Media Rodzina) i skończył porównywalnym, biorąc pod uwagę wartość sprzedaży („Gra anioła” Carlosa Ruiza Zafona, Muza). Pomiędzy nimi też nie brakowało mocnych rynkowo, a i medialnie, pozycji, jak: „Strach” Jana T. Grossa (Znak), „Mimo wszystko” Władysława Bartoszewskiego i Michała Komara (Świat Książki), „Lider” Waldemara Łysiaka (Nobilis), „Marsz Polonia” Jerzego Pilcha (Świat Książki), „Brida” Paulo Coelho (Drzewo Babel), „Wściekły od urodzenia” Jeremy’ego Clarksona (Insignis), „Trzepot skrzydeł” Katarzyny Grocholi (Wydawnictwo Literackie), „SB a Lech Wałęsa” Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka (Instytut Pamięci Narodowej), „Europa walczy” Normana Daviesa (Znak)… Praktycznie co miesiąc mieliśmy nowość pnącą się na szczyty list bestsellerów, choć – jak widzimy – waga tych dzieł bywała różna; jednym towarzyszyły społeczne debaty („Strach”, „Europa walczy”), innym pyskówki („SB a Lech Wałęsa”), zaś znaczna część w ogóle nie wzbudziła zainteresowania mediów, co tylko dowodzi tego, że czytelnicy książek niekoniecznie są czytelnikami gazet, a już kompletnie w nosie mają literacką krytykę. Popularnością cieszą się obecnie głównie te tytuły, którym towarzyszy marketingowe wsparcie i „stoły promocyjne” w Empiku. I nic się w tej materii nie zmieni. Empik rządzi Empik stworzył standardy, z którymi nikt nie potrafi obecnie w Polsce konkurować. Matras chciał, ale walkę przegrał zanim ją na dobre rozpoczął. Szkoda, bo miejsce na rynku jest, o czym przekonują w lokalnej skali rozmaite prywatne inicjatywy księgarskie (niestety rzadkie!). Empik dziś dyktuje mody czytelnicze, a i sam stara się być trendy by przyciągnąć młodego odbiorcę (nawet nie stara się konkurować o portfel emeryta z Matrasem czy Domami Książki). Skoro ruch konsumencki przesunął się z głównych arterii miast do galerii handlowych, to tam właśnie Empik otwiera nowe salony. Skoro pojawia się luka w mniejszych miejscowościach, to Empik proponuje franczyzy. Szybko reagują na potrzeby rynku, a nawet jeśli nie wszystko im wychodzi, to i tak wydawcy przymkną oko na wpadki, bo przecież każdy chce być na wspomnianym „stole”. Wirtualny świat Jedynym liczącym się konkurentem okazał się być gracz spoza tradycyjnego ulicznego handlu detalicznego – prowadzący sprzedaż internetową Merlin. To właśnie w świecie wirtualnym Empik jak na razie przegrywa walkę o palmę pierwszeństwa w dostarczaniu dóbr kultury do polskich domów. A zauważmy, że wcześniej Merlin stoczył całkiem udany bój z takimi potentatami jak Bertelsmann czy Weltbild, wydawcami drukowanych katalogów, które przecież jeszcze do niedawna dominowały na rynku, który w świecie anglosaskim określany jest słowem „direct”, czyli bezpośrednio do klienta. Klient coraz częściej będzie chciał robić zakupy bez ruszania się z domu, ale też nie będzie wypełniał długopisem kuponów i chodził z nimi na pocztę – ma do tego komputer czy telefon komórkowy. Sprzedaż kultury przenosi się do Sieci, dziś to już kilkanaście procent rynku. I jest to sektor wciąż …