środa, 20 grudnia 2017
Tuli–Pucho-Kłaczek

Beatrice Alemagna: Tuli–Pucho-Kłaczek
tłum. Paweł Łapiński, Warszawa 2017, Wytwórnia, s. 112, ISBN 978-83-64011-36-8

Książki włoskiej ilustratorki i pisarki pojawiły się w Polsce niedawno, ale od razu zyskały uznanie. I dobrze, gdyż artystka ma ugruntowaną pozycję w Europie i na świecie, o czym świadczy wiele nagród w rozmaitych  konkursach. Jak sama mówi w wywiadach, od dziecka pragnęła zostać pisarką, a jej ulubionymi bohaterami literackimi były postacie powołane do życia przez Astrid Lindgren, czyli Pippi Pończoszanka i Karlsson. Nie dziwi  więc, że mottem omawianej książki jest cytat: „Lepiej, żeby dzieci wiodły uporządkowane życie, zwłaszcza, jak je sobie same uporządkują”. Prawdę powiedziawszy, bohaterowie jej książek odbiegają charakterem i aktywnością od idoli młodzieńczych lat, są nieudani, zagubieni i spragnieni czułości.

Nie inaczej jest w przypadku „Tuli–Pucho-Kłaczka”. Bohaterka książki, pięcioletnia Edyta, dla przyjaciół Edzia, jest przekonana, że niczego nie potrafi zrobić. Jest pełna podziwu dla taty, znającego pięć języków, śpiewającej jak słowik mamy, a przede wszystkim starszej siostry – królowej lodowiska. Punktem zwrotnym w jej nieudanym i pełnym niemożności życiu jest dzień urodzin mamy, a więc konieczność ofiarowania prezentu. Przypadkiem zasłyszany pomysł starszej siostry, który brzmi „tuli-pucho-kłaczek”, rozbudza wyobraźnię Edzi, która absolutnie nie wie, co to za wspaniały prezent szykuje dla mamy starsza siostra. Może to coś puszystego, jak ciasto?

Edzia rusza do piekarni, ale właściciel nie wie, o co chodzi, dając jej na pocieszenie słodką bułeczkę. Może chodzi o puchokrzaczek? Ale kwiaciarka nie zna takiej rośliny, osładzając ten brak listkiem koniczynki. W sklepie z konfekcją damską (Pucho-fatałaszek?? Nie, skarbie, nie mamy!) Edzia dostaje na otarcie łez błyszczący guzik, a rzeźnik z nożem w ręku wyrzuca struchlałą dziewczynkę (jaki pucho-flaczek??!!) za drzwi. I gdy wydaje się, że Edzia nie będzie mieć żadnego upominku dla mamy, widzi na dachu przedziwnego stworka! Jest różowy, włochaty, na pewno niejadalny, unikatowy – prawdziwy tuli-pucho-kłaczek!

Edzia zwabia go za pomocą słodkiej bułeczki i już cieszy się na wiele możliwości zastosowań; może to być poduszka, szalik, roślina doniczkowa, pędzel malarski, żywa rzeźba – może czytelnicy sami wymyślą inne zastosowania? Niestety, ta historia nie może się ot tak, szybko i bezproblemowo zakończyć. Tuli-pucho-kłaczek daje się przywabić bułeczką, ale wpada do kosza na śmieci i trzeba śmieciarza przekupić  unikalnym znaczkiem, który Edzia dostała w antykwariacie. Ubrudzonego śmieciami stworka kąpie w fontannie, którą można uruchomić na monety, ale można zastosować srebrny guzik. I tym sposobem przydają się wszystkie „nagrody pocieszenia”. Mama może się nacieszyć prezentem, dziewczynka zaś nabiera przekonania, że jednak coś potrafi . Bo któż najlepiej znajduje Tuli-pucho-kłaczki? Tylko Edzia!

Autorka z dużym wyczuciem kreśli portret psychologiczny dziecka, pokazuje pozytywne i serdeczne relacje ze światem dorosłych, uczy otwartości i odwagi w pokonywaniu trudności i przeszkód. Dużym walorem są ilustracje, całostronicowe, utrzymane w ciepłych kolorach, pełne szczegółów, na których długo można zatrzymać oko. Na mnie szczególne wrażenie zrobiła rozkładówka ze sklepem mięsnym, gdzie pysznią się liczne wyroby wędliniarskie, ogromne szynki i cała plejada rozmaitych kotletów. Myślę, że z racji tematyki i atrakcyjności wydania książka może być idealnym prezentem na święta.

Autor: Maria Kulik
Źródło: Magazyn Literacki KSIĄŻKI 12/2017