– Ucieszyła się pani, jak zobaczyła swoją książkę? – Bardzo! Debiut pewnie każdy bardzo przeżywa. Czekałam na ten moment. – A długo pani czekała? – Pracowałam nad książką dwa lata… – „Kuba – Miami. Ucieczki i powroty” – sam tytuł wskazuje, o czym jest ta książka, choć może nie do końca. Książka jest o ucieczkach Kubańczyków do Stanów Zjednoczonych bardzo, bardzo różnymi szlakami wbrew pozorom. To nie jest tak na wprost, przez morze wyłącznie, ale również przez inne państwa. – Ścieżki są bardzo różne. Ta przez morze jest bardzo popularna, ponieważ Kubę od Florydy oddziela tylko i aż dziewięćdziesiąt mil, więc Kubańczycy przez wiele, wiele lat pływali na tratwach, łódkach, na pontonach. Robili te tratwy z czegokolwiek, ze styropianu, z drewna, dętek od traktorów i płynęli przez morze. Ale to nie jest jedyna ścieżka. W ostatnich latach bardzo popularna była trasa przez Ekwador, ponieważ ten kraj nie wymaga od Kubańczyków wiz. Sprzedawali więc domy, samochody, kupowali bilet do Ekwadoru… – Mogli sobie tak do Ekwadoru pojechać? – Tak, od paru lat nie ma już na Kubie potrzeby pozwolenia na wyjazd. Wcześniej trzeba było mieć takie pozwolenie, choć można je było otrzymać dość łatwo. Oczywiście nie dotyczyło to niektórych zawodów, objętych szczególną ochroną – lekarz, żołnierz, nauczyciel. Dziś problemem jest przede wszystkim kupienie biletu lotniczego albo dostanie wizy do kraju, do którego chciałoby się wyjechać. – Ten problem wynika z niskich zarobków Kubańczyków? – Tak. Kubańczycy wciąż zarabiają dwadzieścia-trzydzieści dolarów miesięcznie. To pensje, które nie pozwalają na przeżycie, na jedzenie, a co dopiero mówić o bilecie lotniczym. Chyba że ktoś ma rodzinę w innym państwie, która mu kupi bilet. – Troszkę pani koloryzuje. Przeczytałem pani książkę. Siedzi pani sobie na centralnym placu Hawany, chce Pani internetu, nie ma, ale przecież można mieć. Trzeba tylko zapłacić… Więc trochę zarabiają… – No tak, oczywiście. Ta oficjalna pensja, dwadzieścia-trzydzieści dolarów, to pensja na państwowej posadzie. Nie ma wielkiego znaczenia, czy się pracuje w szatni, czy jako kierownik, chyba że bardzo wysoko postawiony, wszędzie płace są podobne. Trzeba więc kombinować. Wielu Kubańczyków szuka pracy w turystyce… Mój znajomy pracujący w Instytucie Biotechnologii robi jogurty i sprzedaje po sąsiadach, żeby trochę dorobić. Czyli tak, jak pan wspomniał, obracają się w szarej strefie. Odsprzedają coś, kombinują… – Jest jedna rzecz, która mnie bardzo dziwi na Kubie. Mój przyjaciel, Krzysztof Freisler, uciekał z PRL-u, złapali go, dostał bodaj siedem lat więzienia, a z Kuby ucieka się, łapią, przywożą z powrotem i wypuszczają. I znów kolejna ucieczka. Od kiedy tak jest, że oni wypuszczają i nie ma konsekwencji tych ucieczek? Wydaje się, że to jest zasadnicza różnica między realnym socjalizmem w Europie Wschodniej a Kubą. – Rzeczywiście, nie spotkałam się z taką opowieścią, aby ktoś trafił do więzienia tylko za ucieczkę, chyba że był to żołnierz, który zdezerterował i był dodatkowy powód, by go wsadzić. Ale te ucieczki są wyciągane, można na przykład za to stracić pracę. Jeżeli ktoś w inny sposób sprawia problemy, może to być dodatkowym powodem, aby trafić do aresztu. Wydaje mi …