Daphne du Maurier przez lata aktywności twórczej zdołała spłodzić wiele niezapomnianych powieści i opowiadań, które na zawsze zapisały się na kartach historii i dołączyły do kanonu arcydzieł literatury światowej. Jej „Rebeka” zainspirowała nawet Alfreda Hitchcocka do stworzenia filmu nagrodzonego Oscarem, co przyczyniło się do wzmożonego zainteresowania jej twórczością zarówno w przemyśle filmowym, jak i księgarskim. Tym samym ukuła sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu. Biorąc pod uwagę wzrost jej popularności na rynku wydawniczym obecnie, zasadne staje się pytanie: co właściwie sprawia, że tak chętnie powracamy do grozy XX-wiecznej autorki? Synkretyzm angielskiej powieściopisarki kluczem do sukcesu Klasyfikowane jako dzieła romantyczne, utwory du Maurier – od opowiadań po jednotomowe powieści – są synkretyczne. Autorka na kanwie swoich tekstów zmyślnie łączy nie tylko XIX-wieczną powieść gotycką, z której czerpie wiele inspiracji, lecz także wprawnie korzysta z dobrodziejstw takich gatunków jak romans czy thriller, nie zapominając przy tym o powieści psychologicznej. Lawirując między cechami gatunkowymi, tworzy esencję unikatową, która staje się wartością dodaną przewrotnych fabuł i przykuwających uwagę bohaterów. Trzyma czytelnika w napięciu od początku lektury, niejako łącząc jego losy z perypetiami opisywanych postaci, które podobnie jak każdy z nas próbują tylko dobrze żyć, również wtedy, gdy na ich drodze pojawiają się różne trudności. Unikatowe postacie Daphne du Maurier Wprawne łączenie różnych konwencji gatunkowych to jedynie wierzchołek umiejętności du Maurier. Autorka tworzy unikalnych bohaterów, którzy idealnie wpisują się w klimat niepokoju i grozy. Jak to świetnie zaprezentowała na kanwie „Rebeki” – każda jej postać jest charakterystyczna. We wskazanej powieści główna bohaterka jest postacią o wrażliwej duszy, która z dozą naiwności zapatruje się na otaczający ją świat, częściej bujając w obłokach, aniżeli twardo stąpając po ziemi. Natomiast wybranek jej serca, Maxim de Winter, z pozoru demoniczny bohater, który od początku wzbudza w czytelniku liczne obawy o to, jakie właściwie są jego intencje oraz przeszłość, o której wypowiada się szczątkowo i niechętnie, stanowi idealne dopełnienie życia dziewczyny. Ich związek sprawia, że stają się parą antynomiczną – zbudowaną na bazie przeciwieństw. W trakcie lektury okazuje się jednak, że negatywne nastawienia czytelnika do skrytego de Wintera to jedynie zbyt pochopnie wyciągnięty wniosek, podpowiedziany przez autorkę. Dopiero po sprowadzeniu akcji do gotyckiej, monumentalnej, a przy tym tajemniczej posiadłości Manderley, staje się jasne, że to wcale nie bogaty ukochany jest czarnym charakterem powieści. Już „od progu” natykamy się bowiem na nadzorującą służbę, odzianą w czerń panią Danvers, która z niechęcią zapatruje się na nową żonę swojego chlebodawcy. Nie ma w tym nic …