W „Skrwawionych ziemiach” wykazuje pan, czarno na białym, że to wcale nie Hitler rozpoczął prześladowania narodowościowe i rozstrzeliwanie wrogów wewnętrznych na masową skalę, lecz Stalin i to wobec… Polaków. W latach 1937-1938, o czym nie wie nawet wielu pańskich rodaków, to Polaków obciążono w ZSRR odpowiedzialnością za porażki kolektywizacji i Wielki Głód, które jakoby spowodować miała szeroko rozbudowana siatka szpiegowska, kryjąca się pod nazwą Polska Organizacja Wojskowa. Oczywiście, nazwa tej organizacji niepodległościowej z czasów I wojny światowej dobrze jest znana, ale na terenach, które stały się sowieckimi zakończyła ona swoją działalność w roku… 1921. Tymczasem NKWD postanowiło reaktywować ją dla swoich potrzeb; w efekcie spośród ponad 143 tysięcy aresztowanych pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Polski stracono 111 tysięcy, w tym co najmniej 85 tys. Polaków. Według mojego rozeznania żadna z ofiar tego wymierzonego w naród terroru nie była szpiegiem. Dlaczego sami Polacy usunęli tę tragedię ze swojej zbiorowej pamięci? Wie pan, nikt tej operacji nie przeżył i w związku z tym nikt o niej nie opowiedział. Historia ma tę przewagę nad pamięcią, że jeśli dołożymy starań, ciężko popracujemy nad archiwami i innymi materiałami źródłowymi, jesteśmy w stanie odtworzyć to, co się wydarzyło. Mniej więcej w tym samym czasie doszło do likwidacji Polskiego Rejonu Niepodległościowego imienia Feliksa Dzierżyńskiego, a wcześniej, w połowie lat 30. zlikwidowany został w ZSRR analogiczny rejon, tzw. marchlewszczyzna. Tam wprawdzie nie wszystkich postawiono pod ścianę, ale deportowano. Jak się zdaje, w ramach tych samych działań antypolskich. Terror wobec Polaków zaczął się podczas tak zwanego rozkułaczania, w roku 1930. Chyba pierwsze etniczne deportacje w historii ZSRR dotyczyły Polaków. Po podpisaniu przez Polskę deklarację o nieagresji z Niemcami w styczniu 1934 roku doszło do masowych deportacji z zon pogranicznych. Potem podczas wielkiego terroru Polacy wycierpieli więcej niż jakakolwiek inna narodowość w Związku Sowieckim. Te 85 tysięcy zamordowanych, a to bardzo ostrożny szacunek, to jest jedna ósma ogólnej liczby śmiertelnych ofiar wielkiego terroru. To bardzo dużo, zważywszy, że etniczni Polacy byli niewielką mniejszością, stanowili 0,4 proc. populacji. W pewnym miejscu książki pisze pan: „Poza Polską nie docenia się rozmiarów polskich cierpień”. My wiemy o tym najlepiej. Jak się jednak stało, że zbrodnie na Polakach roztopiły się, choćby w Wielkiej Czystce. Obraz stalinowskich czystek i na Zachodzie, i w Polsce ukształtowany został przez referat Chruszczowa w 1956 roku, z którego dowiedzieliśmy się o represjach skierowanych przeciw partii, przeciw komunistom. A nie przeciw tym, którzy naprawdę padli ofiarą czystek, czyli ludowi, chłopstwu, ale też pewnym narodowościom. I dziś musimy odbudowywać tę narrację, przepisując historię na nowo. W zakończeniu swojej książki, rozważając niesłychanie ważny dla Polaków temat – ludobójstwa, stwierdza pan, że aczkolwiek każde z opisanych w „Skrwawionych ziemiach” tragicznych wydarzeń z lat 30. i 40. zeszłego wieku było aktem ludobójstwa, sam używa pan innego terminu: „masowe zabijanie”, a to ze względu na narosłe kontrowersje wokół „ludobójstwa”, powodujące, że upieranie się przy tym ostatnim terminie „nie doprowadziłoby nas daleko”. Z całym dla pana szacunkiem: jest to deprecjacja rzezi Ormian …