„Zbiory bibliofilskie nie wzbudzają zainteresowania”, wyczytałem w rozmowie Mirosławy Łomnickiej, która odwiedziła w jego łódzkim mieszkaniu Włodzimierza Rudnickiego, zbieracza, drukarza, kolekcjonera, ale i bibliofila, egzekutora książek i druków. Zacukałem się, ale czytając dalej, musiałem Rudnickiemu przytaknąć: „Sami antykwariusze to przyznają. (…) Chyba bibliofilstwo zamiera”. Rację mu przyznaję. Z wielką niechęcią i goryczą, bo w czasie, gdy zacząłem zbierać książki, do głowy mi (a i innym kolekcjonerom) nie przychodziło, że, primo, pojawią się ich wersje elektroniczne, dostępne poprzez sieć na różnych urządzeniach, i secundo, nawet największe skarby staną się osiągalne już nie jako limitowane reprinty, ale w formie wygodnych skanów. Płacisz – masz. Jeśli stać cię na bunkrowanie cennego egzemplarza, twoja sprawa. Ale gdy interesuje cię …