Wysłuchałam ostatnio od znajomego wykładu o szkodliwości self-publishingu i o szkodliwych wydawnictwach, które go proponują. Jego zdaniem wpływają destrukcyjnie na polską literaturę i na literaturę w ogóle. Od razu przypomniała mi się historia sprzed ośmiu lat. Gdy w 2015 roku, na zaproszenie Polonii z Irkucka, poleciałam na Syberię z mężem i jego monodramem „Listy do Skręcipitki”. Przy okazji pobytu zorganizowano mi wtedy spotkanie z członkami tamtejszej organizacji pisarskiej. Na spotkanie przyszło dziesięciu pisarzy. Grupie przewodził prezes Stowarzyszenia Pisarzy Rosji w Irkucku. Na ich życzenie opowiadałam o swoich książkach, o tym, co mnie zagnało na Syberię, o Warszawskim Oddziale Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, którego wtedy byłam prezeską, o swoich genealogicznych fascynacjach oraz o monodramie, który wieczorem mieli obejrzeć zgromadzeni przedstawiciele tamtejszej Polonii. Wspomniałam też o wydawanym przez nasz oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich kwartalniku literackim „Podgląd”, którego egzemplarze im pokazałam, o organizowanych w Domu Literatury spotkaniach autorskich, o Domach Pracy Twórczej, do których jeździmy, i sytuacji wydawniczej w Polsce. Oczywiście padały pytania o liczbę członków SPP, a także o to, jak można dostać się do ich grona. Powiedziałam, że trzeba mieć minimum dwie wydane książki, dwie rekomendacje i o wszystkim decyduje komisja złożona z fachowców. Padały pytania o nakłady książek, promocję, dystrybucję, wreszcie… prezes tamtejszego stowarzyszenia powiedział, że w Rosji z książką źle się dzieje. Wszystkiemu winien jest Michaił Gorbaczow i Zachód, który rozbił cudowny Związek Radziecki. – Przeszkadzała światu nasza potęga! I co teraz mamy? Spadek poziomu literatury! Czy pani wie, że tu jeden własnym sumptem sobie wydał książkę? Ona jest nie na poziomie! – wykrzyknął. No i wtedy tak naprawdę rozpętała się burza. Zaczęłam panu prezesowi tłumaczyć, że na całym świecie tak jest, bo to oznacza wolny rynek. Że w Polsce też ludzie sami sobie wydają książki, choć różnie potem bywa z dystrybucją, no i poziom – wiadomo, że też bywa różny. Z tego zresztą powodu większym szacunkiem otaczana jest literatura wydawana przez uznane wydawnictwa. Niemniej jednak nie można w wolnym kraju zakazać ludziom wydawania samemu sobie własnych książek. A skoro Rosja ma się za wolny kraj… Prezes zaczął wtedy jeszcze głośniej krzyczeć, że to, co piszą ci ludzie, to się nie nadaje do czytania. Ja mu …