Gdy przeglądam listy bestsellerów z ostatnich miesięcy odnoszę wrażenie, że Polacy, ale także Europejczycy, zapomnieli o wspaniałej literaturze iberoamerykańskiej. Czyżby rzeczywiście to, co sprzedaje się w wielotysięcznych nakładach, podlegało jakimś okresowym modom? Jeszcze niedawno świat rozczytywał się w książkach Dana Browna, wkrótce Stephanie Meyer rozpętała prawdziwe wampirowe szaleństwo, teraz wszystkich przyćmiewa trylogia Stiega Larssona, a wraz z nią mroczne skandynawskie kryminały. No dobrze, gdzieś tam między nimi pojawiał się Hiszpan Carloz Ruíz Zafón, ze swoim fascynującym „Cieniem wiatru”, a następnie „Grą anioła”. Ale nie powinnam o nim teraz tu pisać, jako iż jest reprezentantem Starego Świata, a literatura iberoamerykańska to twórczość przede wszystkim pisarzy Ameryki Łacińskiej. Niezmiennie od kilkunastu lat na listy bestsellerów wskakuje każda książka Brazylijczyka Paulo Coelho, autora tłumaczonego na 67 języków i wydawanego w ponad 150 krajach – najwyraźniej zawsze będzie istniało zapotrzebowanie na tego typu osobliwą literaturę, pełną magii i cudów, a zarazem pisaną prostym językiem. Ale co z resztą pisarzy z obszaru liczącego ponad pół miliarda mieszkańców? Post-Post-Boom Coroczne targi w Guadalajarze stanowią wspaniałą okazję do zapoznania się z bieżącą ofertą literacką Ameryki Łacińskiej, ale także do przypomnienia o pisarskich gwiazdach, które pomimo tego, że chwilowo nie świecą zbyt mocnym światłem na świecie, wciąż jednak błyszczą na fi rmamencie. Chętnie pojawiają się na targach, uczestnicząc w spotkaniach autorskich, konferencjach, prowadząc odczyty czy po prostu podpisując książki dla czytelników. Targi w 2009 roku gościły Mario Vargasa Llosę, Carlosa Fuentesa, Juana Rulfo czy Elenę Poniatowską. Jednym z tych, o których często mówiono podczas ostatniej edycji targów, był – niestety, przedwcześnie zmarły – Roberto Bolano, chilijski pisarz, którego ktoś określił nawet Julio Cortázarem XXI wieku. Jego twórczość była w ostatnich latach najczęściej tłumaczona na obce języki. Powieści „Dzicy detektywi” oraz „2666” zajęły trzecie i czwarte miejsce na liście 100 najlepszych książek napisanych w języku hiszpańskim w ostatnich 25 latach, opublikowanej w kolumbijskim czasopiśmie „Semana” w 2007 roku. Na tej samej liście miejsca 1 i 2 zajęły: „Miłość w czasach zarazy” Gabriela Garcíi Márqueza i „Święto kozła” Marii Vargasa Llosy. Ale co sprawia, że pierwsza z nich podobała się wyraźnie polskim czytelnikom, bo znalazła się na listach bestsellerów – czy zasługą była tu głównie ekranizacja? Niewykluczone, bowiem druga z powieści sprzedawała się w Polsce znacznie słabiej, choć Llosa, po wielu latach od „Ciotki Julii i skryby” stał się znów modny, ale to dzięki „Szelmostwom niegrzecznej dziewczynki”. Może tu zmiana wydawcy przysłużyła się autorowi? Wspomniany wcześniej Bolano zachwycił Amerykanów monumentalną, bo liczącą ponad 1000 stron, powieścią „2666”, książką, nad którą pracował przez ostatnie pięć lat swojego życia i której premiery już nie doczekał. Czy uda się ją z równym sukcesem zaprezentować polskim czytelnikom? Amerykanie uznali „2666” za jedną z najlepszych książek 2008 roku, a w marcu 2009 roku książka otrzymała nagrodę The National Book Circle, wyróżnienie, które rzadko kiedy przypada autorom nieanglojęzycznym. To pewnie jeden z głównych powodów, dla których o pisarzu wciąż dużo się mówi, aż odnieść …