Jestem pod wrażeniem pana książki, z pewnością też dlatego, że należymy do tego samego pokolenia, a pan pisze również o czasach naszej młodości. Przeżyliśmy ją blisko siebie, chociaż każdy z nas trochę inaczej, ale w przenikających się środowiskach młodzieży warszawskiej. Pan był uczniem w Liceum im. Gottwalda, ja miałem więcej przyjaciół w pobliskim Liceum im. Słowackiego. Ale zacznijmy od pomysłu, jak książka powstała. To była pana inicjatywa, czy też Macieja Drzewickiego i Grzegorza Kubickiego, którzy pana przepytywali? Było jeszcze inaczej, bo pomysł wyszedł od Jerzego Wójcika, czyli wydawcy „Gazety Wyborczej”. Prowadzimy wymiany opinii, czasami dyskutujemy bardzo długo. Raz powiedział: słuchaj, coś trzeba zrobić z tym, o czym rozmawiamy. I znalazł w Gdańsku dziennikarzy. Zajęło nam to sporo lat. Odbyliśmy dziesiątki spotkań. A w międzyczasie sporo się wydarzyło. To były oczywiście spotkania przy kawie… Różnie, przy kawie i na lunchach. Pierwszy pomysł był chyba trochę inny, niż ostatecznie wyszło. Bardziej chodziło o to, aby porozmawiać o biznesie. Zadali mi jednak pytanie: „Może zaczniemy od początku?”. A co to znaczy „od początku”? I tak pokierowali rozmową, ze zaczęliśmy dyskutować o Krakowie w XIX wieku. A potem już się potoczyło. Pamiętam, jak w 2019 roku został pan uhonorowany na Stadionie Narodowym podczas Warszawskich Targów Książki przez Polską Izbę Książki tytułem „Przyjaciel Książki” i z pewnością dla wielu osób było to zaskakujące. Był pan przecież pierwszą osobą spoza środowiska książki, która otrzymała to zaszczytne i prestiżowe wyróżnienie. Zrozumiałem, że tę Nagrodę pierwszy raz otrzymała firma, a nie osoba. Tak pan o tym mówił, ale Nagroda jednak została przyznana Adamowi Ringerowi… W każdym razie było to dla mnie wielkie zaskoczenie. Nagrodzono pana za wprowadzenie książek do sieci kawiarni Green Caffè Nero. A jak dzisiaj – w czasie pandemii i zamknięcia gastronomii – dajecie sobie radę? Teraz po raz drugi w tym roku mamy zakazaną działalność. Pierwszy zakaz obowiązywał od marca do połowy maja, teraz znowu go wprowadzono. Mamy więc koszty, a nie mamy przychodów. To tak, jak ktoś nagle zostaje bezrobotnym, przestają mu wpływać pensje na rachunek, a są czynsze i inne koszty. Sytuacja jest bardzo skomplikowana. Mamy odłożone pewne pieniądze, ale jeżeli sytuacja się nie zmieni w ciągu trzech-czterech miesięcy, to nie wiemy, co zrobimy. Szczególnie że pomoc państwa jest absolutnie niejasna. Były tylko obietnice, sam brałem udział w negocjacjach z Jarosławem Gowinem, gdy został ministrem rozwoju, jako jeden z reprezentantów branży. Obiecał, że wszystkie nasze postulaty przejrzy i obliczy. Minęły dni i tygodnie, a żadnej odpowiedzi nie otrzymujemy. I nie wiemy, co będzie. Jak duży jest to biznes? Ile jest kawiarni w sieci Green Caffè Nero? Mamy 70 kawiarni i to głównie w Warszawie. W Krakowie jest pięć kawiarni, cztery we Wrocławiu, ale dominuje stolica. Najbardziej znana kawiarnia działa na rogu ulic Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej w Warszawie… Jest wiele innych kawiarni, ale ta jest najstarsza. Teraz zachowaliśmy ją jako otwartą – z obsługą na wynos. Testujemy, czy to w ogóle ma sens. Ale jak rok temu miała obroty na poziomie 10 tys. zł dziennie, to dzisiaj jest to 2,5 tys. zł. A trzeba płacić i czynsz, i wynagrodzenia dla pracowników. Krwawimy, jak to się mówi. To jest wypływ krwi z firmy! Nie jesteśmy sami, bo cała branża jest w tej samej sytuacji. Wróćmy jeszcze do pana pomysłu związanego z obecnością książki w kawiarniach. Skąd to się wzięło? Dla nas, ogólnie rzecz ujmując, wzorem kawiarni jest mieszczański salon. Taki salon jest miejscem spotkań, miejscem pracy, miejscem wypoczynku, czytania. Już wiele lat temu pojawił się pomysł, aby ustawić półki na książki. Z czasem to się rozrastało, bo na przykład w kawiarni na Marszałkowskiej mamy chyba już 10 m półek z książkami. To był jeden zamysł, a drugi – jak te półki zapełnić. Wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby …