Skąd się wzięło u pana zainteresowanie Słowianami? Chyba to zwykły patriotyzm. Jestem od dawna regionalistą i zostałem wychowany w patriotycznym duchu. Mimo że mieszkam od kilku lat na Filipinach, głównie ze względów zdrowotnych, to staram się być wszędzie poza krajem jego ambasadorem. W Arkadii wisi zresztą polska flaga, na którą niestety nie wszyscy reagują pozytywnie. Filipińczycy nie mają z tym problemu, ale jak ją widzą niektórzy obywatele krajów UE, to mieliśmy wiele dziwnych i zaskakujących sytuacji, łącznie z niedowierzaniem, że Polak może prowadzić resort w egzotycznym kraju. W takich postawach widać wciąż wiele stereotypów o naszym kraju i narodzie, jak i wszystkich Słowianach, czego my nie jesteśmy w stanie zmienić podczas krótkiego pobytu poddanego medialnej czy akademickiej narracji turysty z Holandii, Francji, Niemiec czy Austrii. Także niemało Polaków nie wie w istocie, jakie jest nasze dziedzictwo, kontemplując co najwyżej zwycięstwo pod Wiedniem i cierpienia narodu podczas zaborów, powstań czy wojen. A Słowiańszczyzna, o której piszę książki i artykuły, to dumna historia, pełna sukcesów, o czym wielu z nas zapomina pod wpływem zapewne dziwnej polityki historycznej Polski, krajów ościennych i samej Unii Europejskiej. Słowianofilstwo uznaje się bowiem niesłusznie za przejaw nacjonalizmu, na dodatek skrojonego na rosyjską modłę, co jest nieprawdą. Ale nie tylko w tym przypadku ignorancja maszeruje przed rozumem. A polityka pisze akademikom scenariusze zajęć. Ten serwilizm nauki raził mnie już na studiach, dlatego zrezygnowałem ostatecznie z doktoratu, który rozpocząłem po obronie pracy magisterskiej. Doszedłem do wniosku, że jednak nie chcę robić kariery uniwersyteckiej, nie mogąc być w pełni niezależny poglądowo. Rok wykładałem na kieleckim uniwersytecie, ale uznałem, że wolę jednak inne formy działalności edukacyjnej i zająłem się projektami szkoleniowymi, które realizowała moja fundacja. Ta organizacja pozarządowa założona przeze mnie 20 lat temu organizowała także wiele imprez kulturalnych związanych z promocją słowiaństwa, a przykładowo cykl „Świętokrzyskie Dni Kupały” otrzymał prestiżową nagrodę Polskiej Organizacji Turystycznej dla markowego produktu turystycznego województwa świętokrzyskiego. Moja firma wydawała natomiast czasopisma regionalne z wieloma wątkami słowiańskimi oraz różne publikacje regionalne. Dlatego śmiało mogę stwierdzić, że słowiaństwem zajmuję się od co najmniej 25 lat i nie jest to przejaw jakiejś ostatniej mody, ale coś trwałego, opartego o historię i wychowanie według starej polskiej szkoły, głównie przez mojego dziadka, który przeżył dwie wojny światowe i stał w kolejkach w czasie stanu wojennego w Polsce. Która to …