Odnoszę wrażenie, że liczba mnoga miana opisywanego traktu miała niejako wskazywać jego wyjątkowość. Słusznie? Rozmiar budowanej od 1816 roku nowej ulicy był rzeczywiście imponujący. Nowa Droga Jerozolimska albo Aleja Jerozolimska od obecnego placu Zawiszy do Wisły miała 3 km długości i 43 m szerokości. I tą szerokością od razu niemal zaczęła się na mapie Warszawy wybijać. Po jej ukończeniu w 1824 roku (a więc mamy teraz 200-lecie ulicy) zaczęto ją obsadzać topolami włoskimi, utwardzano nawierzchnię z kamieni oraz okopano dwoma rzędami rowów odwadniających. Przed „nową, śliczną ulicą” stanęły świetlane perspektywy. Do Alej w liczbie mnogiej była jeszcze jednak daleka droga. Nazwę Aleje Jerozolimskie nieformalnie zaczęto używać kilka lat przed I wojną światową, lecz oficjalnie wprowadzono ją w 1916 roku. Ale Aleje były już wtedy wielkim, znanym, tłumnie odwiedzanym i prestiżowym bulwarem. A stała przed nimi jeszcze lepsza przyszłość. Nazwa zdaje się zaprzeczać polskiemu antysemityzmowi. Nie przypominam sobie, by gdziekolwiek w świecie Jerozolima została uhonorowana tak znaczącą arterią… Krótki epizod z Nową Jerozolimą dał nazwę tej jednej z najsłynniejszych ulic Warszawy i Polski. W latach 1774–1776 właściciel dóbr Kałęczyn książę August Sułkowski założył za obecnym placem Zawiszy, gdzie była granica Warszawy, osadę żydowską Nowa Jerozolima. Księcia, jak się wydaje, zgubiła żądza pieniądza, bo chcąc szybko zarobić na osadnikach, ulokował ich osadę za blisko granic miasta. A prawo na to nie pozwalało. Osadę zlikwidowano, ale pozostała dawna droga do niej, która weźmie później nazwę od tego starożytnego miasta w Ziemi Świętej. Moim zdaniem to oryginalna i ładna nazwa. W całej tej historii z Nową Jerozolimą nie szukałbym jednak antysemityzmu, tylko raczej zwykłej ludzkiej chęci zysku, bo warszawski patrycjat czuł się mocno zagrożony żydowską konkurencją w handlu. Trakt miał pełnić funkcję stołecznego deptaka? Przez pierwsze dekady służył za miejsce przejażdżek konnych i spacerów, ponieważ wokół panował sielski krajobraz. Latem szumiały tam topole włoskie, a za nimi rozciągały się nieużytki, łąki, pastwiska i sady. Ciszy i świeżego powietrza było tu zatem pod dostatkiem. No, może za wyjątkiem 1831 roku, kiedy to strzały z broni palnej i łoskot artylerii zakłóciły peryferyjny spokój. Wówczas to wokół rogatek Jerozolimskich trwały zacięte boje polsko-rosyjskie. Po upadku powstania listopadowego teren uporządkowano, wyrównano i wszystko wróciło do formy pierwotnej. Sielankowy krajobraz wokół Alej zaczął się zmieniać – gwałtownie i bezpowrotnie – około 1845 roku. Wraz z rozwojem kolejnictwa? Owszem, budowa kolei żelaznej i Dworca Warszawsko-Wiedeńskiego dokonała spektakularnej zmiany charakteru ulicy. Gmach dworcowy stanął równolegle do Alei Jerozolimskiej z wejściem głównym od ich strony. Dworzec, jak na połowę XIX wieku, był bardzo okazały. Ciągnął się od Marszałkowskiej w kierunku zachodnim na długości 160 metrów, co miało odpowiadać ówczesnemu składowi pociągu. Gmach środkowy, dwupiętrowy, rzymianin Marconi wzorował na Pałacu Kancelaryjnym w Wiecznym Mieście. Został rozbudowany o portyk, loggie i balkon, co czyniło zeń niemal architekturę pałacową. Przed wejściem do gmachu urządzono wielki plac dojazdowy o długości 190 metrów i szerokości 36 metrów. Oddzielono go od Alei kanałem i dwoma rzędami topoli włoskich. Na otwarcie pierwszej w Królestwie Polskim linii kolejowej w dniu 14 czerwca 1845 roku stawiło się mnóstwo ciekawskich. Dla notabli przewidziano kurs pociągiem do Grodziska Mazowieckiego i z powrotem. Wszyscy chcieli zobaczyć kolej żelazną. Dla mieszkańców i przyjezdnych dworzec był przez pierwsze lata wielką sensacją i atrakcją; co dzień wieczorem wzdłuż Alei zbierało się …