O tym tekście myślę od wielu, wielu miesięcy. Pisać? Nie pisać? Z jednej strony… nie chcę nikogo urazić, ale z drugiej… czyż milczenie nie oznacza zgody na taki stan rzeczy? A ja przecież się nie zgadzam. Protestuję całą sobą. Protestuję, bo czasem sił mi brak. Przeciwko czemu? Przeciwko zmuszaniu mnie do czytania grafomanii i zachwycania się nią. Czym jest grafomania? Według Wikipedii jest to „patologiczny przymus pisania utworów literackich”. I powołując się na słownik terminów literackich Michała Głowińskiego, internetowa encyklopedia cytuje, że „w większości wypadków pojęcie to dotyczy natręctwa pisarskiego występującego u osób, o których sądzi się, że nie mają odpowiedniego talentu”. Dodaje też za dostępnym online Słownikiem Języka Polskiego, że „grafomania jest bardziej zauważalna u autorów, którzy łączą przymus pisania z dążeniem do upowszechniania swoich utworów, mimo negatywnej oceny ich poziomu artystycznego”. Naprawdę trudno jest mi się z tymi definicjami nie zgodzić. Zwłaszcza że od kiedy pełnię funkcję prezeski oddziału warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, a to już siódmy rok, bo pandemia przedłużyła ostatnią kadencję, mam do czynienia z grafomanami częściej niż kiedyś. Gdy napiszę, że codziennie, nie będzie to przesadą, bo nawet jeśli jest jakiś dzień, kiedy nie atakuje mnie grafoman, to za chwilę nastaje moment, kiedy stykam się z kilkoma takimi osobnikami na raz. Łączą ich trzy wspólne chęci. Pierwsza to chęć zostania członkiem SPP. Druga to przemożna chęć pisania. Przeważnie ci ludzie piszą wiersze, choć zdarzają się prozaicy. To jednak rzadkość, a ich proza to zaledwie kilka stron, czego przyczyną jest fakt, że pisanie prozy wymaga dłuższego siedzenia, a oni – i to jest ta trzecia wspólna chęć – pragną natychmiast zostać sławnymi twórcami. Jeśli idzie o chęć pierwszą, to statut SPP mówi, że „Do Stowarzyszenia może być przyjęty pisarz, który jest autorem: dwóch wartościowych utworów literackich ogłoszonych w formie książkowej”. W czasach gdy każdy, kto ma pieniądze, może sobie sam wydać tomik, nie jest trudno mieć na swoim koncie wydane dwa tomiki poetyckie. Nie będzie przesadą, gdy wyznam, że mam w swojej bibliotece całe stosy bardzo złych tomików wierszy. Głupio mi się ich pozbyć, bo są z osobistymi dedykacjami. Przeważnie wzniosłymi. Nie jest łatwo mi ten tekst pisać, bo powinnam w tym momencie cokolwiek zacytować na potwierdzenie moich słów, ale dziś… w epoce internetu i wyszukiwarek, każdy sobie to zaraz „wygoogla” bądź „wyjandeksi”, a co za tym idzie pozna imię i nazwisko tego kogoś, kogo ja uważam za grafomana i …