BHAKTAPUR Zeszliśmy. Dojechaliśmy do Katmandu. Teraz czekają nas ostatnie wypady, wśród nich zaś w sensie czysto zawodowym najciekawszy okaże się kurs na trasie nizinnej, który dotyczyć będzie starej stolicy Nepalu. Jest ona usytuowana w odległości ledwie szesnastu kilometrów od współczesnej metropolii głównej. Chcący zwiedzać Bhaktapur turyści zagraniczni płacą za bilet wstępu na teren starówki tysiąc pięćset rupii nepalskich, czyli z grubsza licząc pięćdziesiąt złotych. Odżałuj, pięć dych nie majątek, bez dwóch zdań warto! Licz się jednak od razu z nieuchronnym faktem, iż na miejscu wydasz znacznie więcej, choćby kupując w specjalistycznych salonikach buddyjskie mandale malowane na jedwabiu (od pięćdziesięciu do kilku tysięcy dolarów za pojedynczą sztukę). Gdybym miał porównywać z Polską, to jeśli Katmadu pełni te same funkcje, co u nas Warszawa (nawet wielkość ma podobną), jeśli Pokharę daje się bez bólu zestawić z Zakopanem, to Bhaktapur bez wątpienia należałoby uznać za nepalski Kraków. Co prawda byłby to Kraków po całkiem dosłownym potężnym trzęsieniu ziemi (tfu, tfu!) z dwa tysiące piętnastego roku, w wyniku którego lwia część przepięknego, starodawnego, zabytkowego ośrodka kultury i sztuki, zamieszkiwanego przez sto pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców, uległa jeśli nie kompletnej ruinie, to ogromnym uszkodzeniom, wciąż widocznym, potykasz się o nie na każdym kroku. To jakby za jednym zamachem zrujnowano Wawel, całe krakowskie Stare Miasto plus okoliczne ulice i później brakowałoby dostatecznych środków finansowych, aby naprawić szkody. Ale skupmy się na sprawach książki. Wśród słabiej naruszonych trzęsieniem ziemi budowli znajduje się miejsce chwytające każdego książkofila za serce. Nosi nazwę The Peacock Shop, działa nieprzerwanie – tak w każdym razie twierdzi oficjalna metryczka – od siódmego marca 1987 roku. Na wszelki wypadek podaję dokładny adres, gdyby ktoś tam osobiście trafił albo miał ochotę pogrzebać w sieci: rozglądaj się i szukaj za świątynią Dattatraya, obok Peacock Window, przy ulicy Taulachhen, pod numerem 9. Dla porządku wspomnę, iż sławne z urody drewniane, misternie rzeźbione okna w kształcie pawia (Peacock Windows, zwane też „oknami Newarów”) stanowią od siedemnastego wieku w ogóle niezwykle charakterystyczny element tradycyjnej nepalskiej architektury. Ich kanoniczny kształt wywodzi się bodaj od tego artefaktu, który widziałem w Bhaktapurze. Z pewnością zaś okno umieszczone w odbudowanej ścianie Pujari Math zalicza się do najpiękniejszych. A teraz proszę przeczytać, czym jest ów Pawi Sklep. Mamy mianowicie do czynienia z: „organizacją non-profit, troszczącą się o zachowanie dziedzictwa oraz tradycyjnego rzemiosła z epoki wieków średnich i krzewienie buddyjskich ideałów”. Tak w każdym razie informują sami zainteresowani. Lecz w gruncie rzeczy chodzi o prywatną manufakturę papierniczą i edytorską, zajmującą się intensywną produkcją druków zwartych starymi metodami. Pierwszy etap to przygotowanie masy, czyli czterogodzinny proces gotowania i czerpania sitami rozgotowanej pulpy, otrzymywanej z kory krzewów lokta (rosną na himalajskich stokach powyżej tysiąca sześciuset, ale poniżej czterech tysięcy m n.p.m., papier z nich wytwarzany odporny jest na wilgoć, pleśń oraz ingerencję owadów atakujących …