Stanisław Szelc, człowiek teatru, radia i kabaretu, zaczyna rozmowę od przedstawienia najbliższych i ujawnienia ich konotacji artystyczno-książkowych: – Najstarsza córka, Olga Maria Szelc, zdaniem Urszuli Kozioł zdolna poetka, jest m.in. autorką ciekawej książki „My, kobiety z Teatru Kalambur. Herstorie”. Najmłodsza, Jagoda Szelc, reżyserka, za film „Wieża. Jasny dzień” zdobyła wiele nagród, w tym na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Syn, Jędrzej, to wysoki spadochroniarz, z doktoratem z elektroniki w Anglii. Opiekuje się mną. Wujem i ojcem chrzestnym żony Stanisława Szelca, Doroty, był Marek Hłasko. Wraz z jego teściową biegał w Powstaniu Warszawskim w poczcie harcerskiej. – Zyta Kwiecińska (siostra cioteczna Marka Hłaski, a teściowa Stanisława) jest autorką świetnej książki o Marku Hłasko „Opowiem wam o Marku”. Byłem zaprzyjaźniony z mamą Marka, Marią – pokazuje jeden z tomów opowiadań Marka Hłaski z jej dedykacją: „Staszkowi, mojej miłości od pierwszego wejrzenia”. Na Syberii Urodził się w 1942 roku w północnym Kazachstanie, gdzie znaleźli się po aresztowaniu ojca 17 września 1939 roku. Czytać nauczyła go starsza siostra, gdy miał cztery lata. Z polskiej książeczki do nabożeństwa, jedynej, jaką mieli. W domu trzeba było mówić po rosyjsku. Do Polski udało im się, bez ojca, wrócić w 1949 roku. Trafił do ochronki zakonnej w Miliczu. – W Polsce na początku lat pięćdziesiątych – w ramach walki z analfabetyzmem – wydawano bardzo dużo tanich książek, po złoty pięćdziesiąt każda. Trafiłem na Kraszewskiego i oszalałem. Przeczytałem wszystko, a był on wszak autorem około pięciuset książek, które wówczas wydano na szarym, rozpadającym się papierze. Drukowano dużo publikacji propagandowych, m.in. Aleksieja Tołstoja, Aleksandra Serafimowicza, pamiętam, że jego „Żelazny potok” o Rewolucji Październikowej nawet bardzo mi się podobał. Kolejnym autorem, którego masowo połykałem, był Jules Verne, a trzytomowe „Dzieci kapitana Granta. Między niebem i ziemią” zapamiętałem szczególnie. Wypożyczał z biblioteki, przez nałóg czytania zarywał noce, za co obrywał od rodziców. Apetyt na posiadanie i kupowanie książek narodził się, gdy pojawiły się pierwsze pieniądze. – Fascynację książkami rozogniała wystawa w pobliskim antykwariacie, na którą gapiłem się godzinami. Czytał wszystko, co wpadło mu w ręce. Ponieważ znał język rosyjski, to choć rodzice dbali, by wyrobić w chłopcu ideologiczną niechęć do systemu i umiejętność odróżniania twórczości Michaiła Zoszczenki od pisarzy narzuconych przez stalinowskiego ideologa Andrieja Żdanowa, czytał dużo prozy radzieckiej. Fascynacja historią sprawiła, że pochłonął trzytomową epopeję Wiaczesława Szyszkowa pt. „Jemieljan Pugaczow”, o osiemnastowiecznym przywódcy powstania chłopskiego. W pierwszej powojennej dekadzie obok socrealistycznych koniunkturalnych efemeryd wydawano w Polsce również arcydzieła literatury rosyjskiej – wielokrotnie potem wznawianą „Annę Kareninę” i „Wojnę i pokój” Lwa Tołstoja i nowelistykę Antoniego Czechowa. Klasykę rosyjską tłumaczyli wówczas wybitni polscy pisarze – m.in. Maria Dąbrowska, Władysław Broniewski, Kazimiera Iłłakowiczówna, Andrzej Stawar, Aleksander Wat. – Pobyt w prewentorium w Wejherowie, a szczególnie jego kierownik, wojskowy bez lewej ręki, który niemiłosiernie gnał nas do czytania i nauki, oraz dobra biblioteka sprawiły, że przeczytałem całą trylogię Sienkiewicza i „Lalkę” Prusa. Bolesława Prusa ceni po dziś. Na nauczycieli z prawdziwego zdarzenia trafił w V Liceum Ogólnokształcącym we Wrocławiu. Wspomina polonistkę Irenę Kamolę. – Tytuł „Żydówka z Toledo” i nazwisko autora – Liona Feuchtwangera – tak mnie zafrapowały, że przeczytałem tego pisarza wszystko. Do dziś uważam, że to jedna z lepszych książek historycznych. Napisana pięknym językiem i niezwykle ciekawa pod względem historycznym. O tym autorze napisałem nawet pracę maturalną. A nauczyciel religii, ksiądz Maj, namówił mnie do czytania prac Sartre’a, Camusa oraz amerykańskiej słynnej czwórki: Johna Dos Passosa, Erskine’a Caldwella, Williama Faulknera i Ernesta Hemingwaya. Trudno było zdobyć te książki, ale jakoś mi się udawało. Mimo że nie lubił akademii i szkolnych recytacji, zdecydował się zdawać do szkoły teatralnej. Protesty mamy zdecydowały, że finalnie wylądował na polonistyce. Studia wspomina jako okres intensywnego czytania, głównie w bibliotece Ossolineum. Czytał wielką literaturę francuską (Proust) i niemiecką (Mann). Dziesięcioletni okres studiów zakończył pracą o Witkacym, którego uwielbiał. Ma na półkach wszystkie jego dramaty i powieści. Pod wpływem namów profesora Karola Bala, filozofa Uniwersytetu Wrocławskiego, studiował prace filozofów starożytnych oraz Hegla, Schopenhauera i Kanta. Zdarzało mu się jako nałogowemu czytaczowi, że „pożyczał” od innych książki na tzw. wieczne nieoddanie. – Tak mi się spodobało „Ziele na kraterze” Wańkowicza, że egzemplarz nigdy nie trafił do swojego właściciela – śmieje się Stanisław Szelc. – Do tej pory się wstydzę. Chyba... Resztę książek Wańkowicza kupił, przeczytał i ustawił na półce. Zbierał kiedyś dużo albumów. Kalambur Na …