„Kultura francuska, a szczególnie jej literatura umarła”, ogłosił w roku 2007 na łamach „Timesa” amerykański dziennikarz, Donald Morrison. W opini dziennikarza, pisarze francuscy nie mają nic interesującego do powiedzenia. Stwierdzenie Morrisona najpierw wywołało we Francji wielkie oburzenie, a następnie debatę, która toczy się do dziś. Czy rzeczywiście kultura, a przede wszystkim francuska literatura nie ma światu już nic do zaoferowania? Oliwy do ognia dolał francuski pisarz Jean d’Ormesson, który oświadczył, że znana jest data narodzenia języka francuskiego w 1539 roku wraz z edyktem Villers- Cotterets oraz data jego śmierci, a dokładnie śmierci Alberta Camusa. Był on ostatnim, prawdziwym, francuskim pisarzem. Nie ma dzisiaj następców Claudel’a, Gide’a, Aragona, nie wspominając o Proustcie. Podstawowe zarzuty formułowane pod adresem francuskich pisarzy dotyczą ich egocentryzmu, koncentrowania się na pisarstwie o sobie i dla siebie; prowincjonalizmu, bo interesuje ich tylko najbliższe otoczenie; a w szczególności faktu, że całe ich pisarstwo zanurzone jest w poczuciu beznadziejności, niewysłowionego smutku, wręcz tragedii. Tragedii, z której nie ma wyjścia. Okropny prowincjonalizm Profesor literatury w College de France, Antoine Compagnon uważa, że francuska literatura ma światu jeszcze wiele do zaoferowania, choć przyznaje „literatura francuska nigdy nie znała atmosfery tak katastrofalnej jak dzisiaj. Francuscy pisarze zmagają się ze światem zarażonym nihilizmem, nienawiścią do siebie, okropnym prowincjonalizmem i w nie mniejszym stopniu narcyzmem”. Najdobitniejszym przykładem tej literatury jest nagrodzona przez Akademię Goncourt w 2010 roku powieść „Mapa i terytorium” Michel’a Houellebecq’a, rocznik ‘56. Jest to opowieść o sfrustrowanym i mocno zblazowanym malarzu, którego nie jest w stanie zadowolić nawet jego własny sukces, światowe uznanie dla jego malarstwa. Wszystko wokół go nuży i męczy. Całe pisarstwo Houellebecq’a przesiąknięte jest sarkazmem, zjadliwą ironią i bezsensem życia. Nie jest on odosobniony, podobnych mu pisarzy jest wielu. Olivier Adam, rocznik ’74, zdobył nagrodę Goncourt w 2004 roku za zbiór opowiadań „Passer l’hiver” (Przeżyć zimę). Myślą wiodącą wszystkich opowiadań jest miłość, która jeśli istnieje, to jest spotkaniem ciał, ich przyjemności. Poza nią miłość jest porażką i kończy się zawsze separacją. Szczególnie modne stały się ostatnio opowieści dzieci o rodzicach z pokolenia Maja ’68, o tym, jakie szkody w ich psychice wywołało pokolenie dzieci-kwiatów. Jedną z takich książek jest nominowana w 2013 roku do nagrody Goncourt powieść Sylvie Germain. „Petites scenes capitales” (Małe sceny główne), czyli czterdzieści dziewięć historii z życia rodziny mocno poturbowanej. Postacią przewodnią jest Lili-Barbara, która przeżywa horror od chwili, kiedy przychodzi na świat aż do śmierci. Jej matka porzuciła ją tuż po urodzeniu, a potem popełniła samobójstwo. Ojciec ożenił się ponownie z byłą modelką, która już jednak zdążyła urodzić czworo dzieci, każde z innym. Depresyjny ton Ten mroczny, wręcz depresyjny ton literatury francuskiej jest zdaniem wielu krytyków i czytelników odbiciem …