Jesteś człowiekiem wielu talentów. Pisarz i publicysta, tłumacz z języka niemieckiego, na co dzień pracownik Goethe-Institut w Bratysławie. Piszesz książki dla dorosłych oraz dla dzieci. W Polsce ukazał się wybór opowiadań „W misji idealnej czystości”, a w tym roku powieść „Tahiti. Utopia”. Czy to prawda, że miałeś zostać naukowcem? Książkę „W misji idealnej czystości” przetłumaczył nieżyjący już Marcin Babko, tłumacz z języka słowackiego i czeskiego, dziennikarz „Gazety Wyborczej”. Teraz mam nowego tłumacza Michała Wirchniańskiego, który zainteresował się moją twórczością. Niestety jest bardzo mało tłumaczeń z języka słowackiego. Czy miałem zostać naukowcem? Rzeczywiście, były takie zakusy, ponieważ mój dziadek był naukowcem, ojciec był matematykiem, fizykiem, a potem jeszcze został informatykiem. Obaj pisali książki, tworzyli różnego rodzaju publikacje popularnonaukowe. Ja zawsze z matematyką się zmagałem. Nie pałałem sympatią do nauki, natomiast zaszczepiono we mnie miłość do książek, do czytania i tworzenia historii. W moim domu dużo czytano, mieliśmy bogatą domową bibliotekę. Wielki dar, jaki otrzymałem od swojej rodziny, to ogromny księgozbiór. Próbowałeś swoich sił w różnych gatunkach literatury, tym razem sięgnąłeś po utopię. „Tahiti” to powieść częściowo oparta na faktach. Był bowiem taki pomysł, żeby Słowacja miała swoją kolonię na Tahiti. I zbudowałeś wokół tego wątku ciekawą historię. Ale to dość szalony pomysł! Mój pomysł na książkę zrodził się wtedy, gdy natknąłem się na wzmiankę o Milanie Rastislavie Štefániku. Ten Słowak odwiedził Tahiti dwa razy, w roku 1910 i 1911, był oczarowany wyspą na tyle, że stwierdził, że mogłoby to być miejsce dla jego rodaków, że mogliby się tam osiedlić. Štefánik nie jest w Polsce znaną postacią. Spajał w sobie wielkie sny swojej generacji. Jeżeli miałbym wskazać jego polskiego odpowiednika, to bym wybrał Piłsudskiego. To była postać niezwykła. Łączył w sobie mnóstwo pasji, kilka profesji. Był politykiem, dyplomatą, poetą, astronomem, podróżnikiem. Jednym słowem: ważna postać dla narodu słowackiego. Zrobił światową karierę. Urodził się w rodzinie pastora protestanckiego, ale odrzucił duchową ścieżkę zawodową. Najpierw wyjechał na studia do Pragi, potem dalej na zachód – do Francji. To człowiek pod każdym względem wyjątkowy, już za życia był otoczony legendą, natomiast władzom, kolejnym reżimom nie pasował, więc przez żaden też nie został uznany i dopiero niedawno wyszła publikacja, która przedstawiała jego prawdziwe życie. W 2019 roku w telewizyjnym show został ogłoszony Słowakiem Stulecia. W mojej książce przedstawiłem alternatywną historię środkowej Europy, w której wybrałem jeden motyw exodusu narodu słowackiego i napisałem, co by było, gdyby historia naszego kraju przebiegła zupełnie inaczej. To, że powstanie Czechosłowacja, że Słowacja będzie częścią takiego tworu, nie było wcale oczywiste. Tego, że Polska odzyska niepodległość w 1918 roku, można było oczekiwać, natomiast przed końcem I wojny światowej nikt nie zaryzykowałby twierdzenia, że Słowacja stanie się częścią Czechosłowacji. W mojej książce ten punkt zwrotny następuje w roku 1919 podczas konferencji w Wersalu, gdzie powstaje tylko Republika Czeska, natomiast Słowacja pozostaje nadal w obrębie Uhorska, czyli pierwotnego Królestwa Węgierskiego. W twojej książce piszesz też o współczesności. Jest 2020 rok i już trzy generacje Słowaków żyją na Tahiti. Dlaczego to właśnie Polinezja Francuska stała się ich nową ojczyzną? Štefánik bał się, że naród słowacki nie będzie w stanie przetrwać w Europie, dlatego wybrał dla nich odległe Tahiti. Małe narody w monarchii były bardzo tłumione, stosowano wobec nich twardą politykę, nakładano cenzurę, likwidowano wszelkiego rodzaju języki urzędowe, narodowe. Widać było już na tym etapie, że małe narody mają nikłe szanse na przetrwanie w profaszystowskich warunkach. Polska też ma dużo doświadczeń negatywnych w swojej historii, kiedy wielkie mocarstwa próbowały tłamsić kulturę. Ze Słowacji ponad pół miliona ludzi wyjechało za ocean, bez opcji powrotu, Ameryka już nie chciała przyjmować dalszych przybyszy z Europy Wschodniej. A Polinezja Francuska była kolonizowana, była gotowa przyjmować uciekinierów. Przymykając oczy, …