Pierwsza książka i od razu taki bestseller! Jak to się wszystko zaczęło? Paweł Kwiecień: Od dłuższego czasu planowaliśmy założenie wydawnictwa. A bestsellera szukaliśmy trzy lata. Joanna Kwiecień: Wcześniej, przez dziesięć lat, pracowaliśmy z mężem w Empiku, na różnych stanowiskach, gdzie mogliśmy nauczyć się tego zawodu. Czyli Empik ma jednak jakiś pozytywny wpływ na rynek książki.JK: Ma, oczywiście! [śmiech] Stopniowo, zagłębialiśmy się w tę branżę, poznawaliśmy ją. Pojawił się wreszcie pomysł, by wystartować z czymś własnym. PK: Obserwowaliśmy tytuły publikowane przez niewielkich wydawców, które sprzedają się znakomicie. W ten sposób doszliśmy do wniosku, że jeżeli innym się udaje, czemu nie nam. Miejsce na rynku jest również dla małych wydawnictw. Od razu państwo wiedzieli, z jakiej dziedziny wydadzą książkę? PK: Nie od razu – rozważaliśmy także album o Krakowie. Spodziewaliśmy się bowiem, że niełatwo będzie nam kupić prawa do czegoś dobrego. Dlaczego? JK: Bo dopiero startowaliśmy. Nie mogliśmy się w sumie niczym pochwalić – ani osiągnięciami edytorskimi, ani wynikami handlowymi czy ciekawymi kampaniami promocyjnymi. Kupowali państwo prawa jeszcze jako pracownicy Empiku? JK: Mąż pracował dłużej niż ja. Moje odejście stało się tak naprawdę początkiem poważnego poszukiwania licencji. I jak znaleźliście Trudi Canavan, która „Trylogią Czarnego Maga” uczyniła z państwa wydawcę bestsellera? JK: Mąż wyszukał ją w internecie, widział, że jest wysoko na zagranicznych listach bestsellerów. Właśnie wtedy powiedzieliśmy sobie: teraz albo nigdy. [śmiech] I trudno było?JK: Z tym tytułem, o dziwo, nie. Naszym konkurentom podobno nie spodobała się okładka… A państwo jej nie zmienili? JK: Nie. Czyli nie jedyni państwo startowali?PK: Wcześniej ktoś składał ofertę, ale ją odrzucono, bo była za niska. Ze swoją zwrócili się państwo do wydawnictwa czy agencji? JK: Do agencji, którą był Graal. Wcześniej jednak – jak już powiedziałam, był to nasz debiut – zwróciliśmy się do wydawcy, który odpowiednio nas skierował. Kiedy to było? JK: W 2007 roku. Pamiętają państwo, ile zapłacili za licencję? JK: Oczywiście, że pamiętamy. [śmiech] To była standardowa stawka stosowana w przypadku takiej literatury. PK: Warto przy tej okazji wspomnieć, że nie był to jednak pierwszy kupiony przez nas tytuł… Prawdziwym debiutem była „Niebezpieczna książka dla chłopców”, która w jednym z konkursów organizowanych w Anglii, Galaxy British Book Award, zdobyła pierwsze miejsce i tytuł „Książki Roku”. Nieprędko ją jednak wydaliśmy, bo trzeba było kupić prawa do zdjęć. Licencja zawierała prawa wyłącznie do tekstu. A bez tych zdjęć książki nie można było wydać?JK: Można było. Podobnie umieścić własne. Uznaliśmy jednak, że przynajmniej w większości lepiej będzie wykorzystać materiał oryginalny. Sporo środków pochłonęło także dostosowanie treści do realiów polskich. Po roku nabyliśmy prawa do podobnej książki, tylko dla dziewcząt. Jaki wydrukowali państwo początkowy nakład „Gildii magów”, pierwszego tomu „Trylogii…” Canavan? JK: Bezpieczny – 5000 egz. I co się stało, że nagle wszyscy zaczęli pytać, co to za Galeria Książki? JK: Wierzyliśmy, że ta książka musi się sprzedać. Włożyliśmy mnóstwo wysiłku w jej wydanie. Inna sprawa, że nie mając dużych pieniędzy, nie organizowaliśmy wielkiej kampanii promocyjnej. Wykupiliśmy tylko promocję w Empiku. To nie są „duże pieniądze”?JK: Są, a dla nas były …