Czwartek, 9 stycznia 2014
Rozmowa z Markiem Przybylikiem, właścicielem Oficyny Wydawniczej Przybylik
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru372
Panie Marku, co pana podkusiło, aby założyć wydawnictwo? Zgodnie ze starą anegdotą odpowiem pytaniem na pytanie. Dlaczego pan ze mną chciał rozmawiać? Nie zna pan innego wariata, któremu odbiłoby na stare lata? Wariatów podejmujących się wydawania książek, albo entuzjastów, mówiąc bardziej elegancko, są w Polsce tysiące… Ma pan na myśli grafomanów, którzy tworzą wydawnictwo, aby wydać własną książkę? Nie tylko, ale niewielu z nich ma tak rozpoznawalne nazwisko jak pan… To nie moja wina! Nazwisko mam przypadkowo. Jak pisałem, to starałem się tak to robić, aby ludzi nie denerwować a przy tym zrobić im przyjemność, a niedawno zupełnie przypadkiem trafiłem do telewizji, gdzie mówię to co myślę. I jeszcze pana za to chwalą! Nie słyszałem tego! Był pan rozpoznawalny już wiele lat temu, chociażby jako „król prasy” na warszawskim Ursynowie… To nie był mój pomysł tylko znanego wówczas, nieżyjącego już dziennikarza Andrzeja Ibisa-Wróblewskiego, który mieszkał na Ursynowie do końca swoich dni. Sam też tam mieszkałem, ale krótko. W połowie lat osiemdziesiątych Andrzej zwany „Wróblem” uparł się, żeby robić gazetę ursynowską, bo wtedy na Ursynowie były tylko bloki, ale bez ulic, szkół, sklepów, kościołów, telefonów, komunikacji, kiosków itd. Andrzej postanowił założyć gazetę, pewnie dlatego, że nie wiedział, że tego nie da się zrobić. Takie to były czasy. Wykonał jednak wszystko by gazeta się ukazała i dzięki jego uporowi już po trzech latach (dziś założenie gazety to kwestia dwóch tygodni), powstało „Pasmo”. I to w tak skomplikowanej strukturze, że dzisiaj nikt tego nie zrozumie. W każdym razie została zawieszona między Ursynowskim Towarzystwem Społeczno-Kulturalnym a RSW Prasa i do końca nie było wiadomo, co to jest. Byłem jej redaktorem naczelnym, czyli w sumie… wszystkim! Na siedzibę redakcji od spółdzielni mieszkaniowej dostaliśmy „kanciapę” chyba po pralni i jakoś ruszyło. Policzyliśmy, że na Ursynowie mieszkało wówczas 160 dziennikarzy, ale niewielu z nich chciało do nas pisać. Postawiłem więc na amatorów, których teksty redagowałem wykorzystując kolegów i własne doświadczenie. Skracanie tekstów było wtedy moim zawodem. Amatorzy z sąsiedztwa plus kilku prawdziwych zawodowców i powstała gazeta lokalna prawie taka jaką sobie wyobrażaliśmy! Własna gazeta na Ursynowie była wielkim ewenementem… Sensacja była duża! Poczułem nawet smak sławy międzynarodowej, bo po tej stronie Łaby niczego takiego wówczas nie było, więc do izby przy ul. Hawajskiej przyjeżdżali zadziwieni korespondenci z „Washington Post”, „New York Times” czy z „Le Monde” i innych wielkich tytułów światowych. Czyżby pan w ten sposób rozwalał system komunistyczny? Nie jestem aż tak głupi, aby sobie to przypisywać, to była zwykła praca organiczna. No i przede wszystkim to nie ja założyłem „Pasmo” tylko Andrzej Ibis-Wróblewski, a ja zostałem tylko redaktorem naczelnym. Gdy Andrzej na korytarzu redakcyjnym spytał mnie czy znam kogoś na to miejsce, sam się zarekomendowałem. Czyli sam się mianowałem! A pan Andrzej ucieszył się? Ucieszył się, bo nie musiał szukać dalej. Wie pan jaka to jest radocha, jak się znajdzie takiego frajera! Dla mnie jednak praca była bardzo fajna a przy tym niezbyt obciążająca. „Pasmo” drukowaliśmy w tej samej drukarni co „Życie Warszawy”, gdzie pracowałem, a ludzie z redakcji „Życia” nam pomagali. Do tego „Pasmo” przyciągnęło wielu ludzi, którzy ciekawie pisali. Dziś już to mało kto pamięta ale dzięki Ibisowi „Pasmo” choć było tygodnikiem lokalnym było też jedyną ukazującą się w Polsce gazetą, która regularnie drukowała poezję! Poezję lokalną? Josif Brodski nie mieszkał na Ursynowie! Ale jego tłumacz czyli Andrzej Drawicz mieszkał obok i w „Paśmie” ukazało się pierwsze w Polsce tłumaczenie Brodskiego w prasie legalnej! Roman Śliwonik i Zbigniew Jerzyna mieszkali, ale to też nie byli poeci lokalni. Jaki był nakład „Pasma”? Początkowo około 7000 egz. i wtedy jeszcze to pismo było sprzedawane, a nie rozdawane bezpłatnie. Co było dalej? Na początku lat dziewięćdziesiątych pojechałem do Anglii na stypendium Thomson Foundation i w Cardiff zobaczyłem gazetę „Cardiff Independent”, o nakładzie 200 tys. egz. kolportowaną za darmo. Tknięty przeczuciem dokładnie się wypytałem, jaka jest organizacja tej gazety i na czym to polega. Gdy wróciłem na Ursynów, inflacja sięgała kilkudziesięciu procent miesięcznie, a „Pasmo” przynosiło duże straty. Miałem więc dwa wyjścia – przejąć „Pasmo” jako własną gazetę. Z takimi stratami, każdy pozbyłby się go nawet za darmo. Wybrałem jednak drugie wyjście, bo skrupuły i więzy koleżeńskie itp. Zacząłem wszystkich wokoło namawiać by przemienić nasz tygodnik w gazetę rozdawaną za darmo. Były wątpliwości. Pytano, jaki szacunek będzie miała gazeta rozdawana za darmo? A ile ma szacunku ma gazeta, której nikt nie czyta. Uparłem się… no i poszło… „Pasmo” więc się zmieniło, dostosowało do nowych czasów… Wymyśliłem tę nową gazetę, system kolportażu, namówiłem młodych ludzi, którzy mieli firmę zajmującą się oknami, żeby się tym zajęli. Ustaliłem też nakład, co nie było trudne, był taki, jak liczba mieszkań na Ursynowie, czyli ok. 40 tys. Nowa gazeta już po dwóch numerach w nowym kształcie zaczęła przynosić dochód! Stało się tak, bo w Polsce rozhulała się przedsiębiorczość, a „Pasmo” było jedynym powszechny w tej dzielnicy nośnikiem informacji i reklam. Wszyscy, którzy prowadzili działalność usługową i handlową chcąc nie chcąc musieli ogłaszać się w „Paśmie”. Czyli sukces? W tym samym czasie zaproponowano mi, abym został naczelnym redaktorem tygodnika „Szpilki”. Ładnie to brzmi, ale chodziło o to, abym reaktywował ten słynny periodyk. Podekscytowany prestiżową renomą „Szpilek” porzuciłem pieniądze, jakie mógłbym uzyskać z „Pasma”, na rzecz sławy. I tak wiele razy jeszcze porzucałem coś na korzyść czegoś, co było ulotne. Do dzisiaj mi to zostało! Wróćmy jednak do mojego pierwszego pytania – co pana podkusiło, aby zostać wydawcą książek? To wszystko jest ze sobą powiązane. W „Szpilkach” naprawdę spodobało mi się redagowanie, …
Wyświetlono 25% materiału - 898 słów. Całość materiału zawiera 3594 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się