O pomyśle studiów dla księgarzy pierwszy raz usłyszałem w grudniu 2014 roku podczas spotkania przedświątecznego w kawiarni Czytelnika przy ul. Wiejskiej w Warszawie, miejscu uważanym powszechnie za kultowe, a więc najbardziej właściwe dla narodzin tak ważnej dla polskiej książki inicjatywy, wręcz stworzone do tego rodzaju idei. Przecież w tym miejscu przez dziesięciolecia spotykali się najwybitniejsi twórcy i tutaj głosili swoje idee głosili. Z inicjatywą wystąpił Grzegorz Gauden, który od 2008 roku był dyrektorem Instytut Książki i który od dawna "chodził" z pomysłem podniesienia poziomu polskiego księgarstwa. Podzielił się swoją myślą z Grzegorzem Majerowiczem, wiceprezesem Polskiej Izby Książki, który do tego jest spadkobiercą wspaniałych rodzinnych tradycji. Jego mama Izabella, która zmarła w tym roku, przez całe życie związana była z książką, a Kazimierz Majerowicz, ojciec Grzegorza, do dzisiaj wśród starszych w tym zawodzie uchodzi na najważniejszego księgarza czasów minionych, gdy stał na czele kolejnych instytucji księgarskich. Dołączył do tej pary dwóch Grzegorzów jeszcze Włodzimierz Albin, prezes PIK. Chyba byłem następną osobą, do której dotarł wówczas Grzegorz Gauden ze swoim pomysłem. Od razy pomyślałem o wykorzystaniu ogromnego potencjału, jakim są prowadzone od kilkunastu lat studia podyplomowe na Uniwersytecie Warszawskim, do tego roku w Instytucie Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych, a których kierownikiem jest Marek Tobera, teraz już doktor habilitowany, a kiedyś, kiedyś redaktor naczelny miesięcznika "Notes Wydawniczy", pierwszego czasopisma branżowego, jakie powstało w 1992 roku w nowej rzeczywistości gospodarczej i politycznej. Jego kadencja to były najlepsze czasy dla tego czasopisma. Rozmowa z Markiem była krótka i rzeczowa, jak zawsze. W jej wyniku zaczęliśmy przygotowywać założenia nowego kierunku na studiach podyplomowych, które miały się nazywać, zgodnie z ideą Grzegorza Gaudena, Polską Akademią Księgarstwa. Szybko też uzyskaliśmy wsparcie od Dariusza Kuźminy, dyrektora uniwersyteckiego Instytutu, wówczas profesora UW, a teraz już profesora "prezydenckiego". Opracowaliśmy podstawowe dokumenty i założenia dla PAK, a także kontaktowałem się z Vladką Kupską z Targów Książki we Frankfurcie w sprawie przyjęcia słuchaczy PAK w trakcie październikowych targów. Dostaliśmy od niej zielone światło, a moja redakcyjna koleżanka Ewa Tenderenda-Ożóg podsunęła mi adres agencji turystycznej, która podjęłasię zorganizować wyjazd kilkudziesięciu osób do Frankfurtu. Została powołana Rada Programowa PAK, której kapitułę tworzyli trzej panowie: Grzegorz Gauden, prof. Dariusz Kuźmina i Włodzimierz Albin, a w skład Rady weszli przedstawiciele Instytutu Książki, trzech organizacji księgarskich (SKP, OSK i IKP), a także PIK oraz wydawcy. Rada Programowa odbyła dwa posiedzenia w warszawskiej siedzibie Instytutu Książki w Pałacu Kultury i Nauki i nakreśliła kierunki działania. Do prac włączyło się aktywnie Biuro PIK kierowane przez dr Grażynę Szarszewską, która dokładała wszelkich starań, aby PAK mógł stać się faktem. Zostały uzgodnione i podpisane trzy porozumienia: trójstronne porozumienie między Instytutem Książki, Instytutem Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych UW oraz Polską Izbą Książki oraz umowy dwustronne między IK i PIK oraz IINiSB UW a PIK. W trybie przyśpieszonym podjęto rekrutację, do organizacji czego PIK zaangażował Marytkę Czarnocką, której doświadczenie zebrane w wielu działaniach na rynku książki było niezbędne. I praktycznie PAK ruszył 19 października, kiedy 24 osoby wsiadły do autokaru, zmierzającego do Frankfurtu. Większość wsiadła w Warszawie, a kilka osób - jak ja - w Poznaniu. Lista uczestników wyjazdu dopinana była do samego końca, dosłownie na kilka godzin przez startem, co było osobistą zasługą Marytki Czarnockiej. Udało się zapełnić autobus zgodnie z planem mimo najróżniejszych zmian na liście uczestników spowodow anych przypadkami życiowymi. Dla mnie jednak podróż zaczęła się od podjęcia nieprzyjemnej decyzji, jakim było pożegnanie się w Poznaniu z jednym ze słuchaczy, którego dopadła choroba lokomocyjna. Nie było wyjścia, musiał wysiąść, zapewne do dzisiaj żałuje, że nie pojechał do Frankfurtu. Program pobytu naszej grupy we Frankfurcie był bardzo bogaty. Targi, a konkretnie Vladka Kupska, zorganizowały kilka spotkań na różne tematy, nie tylko księgarskie, ale też dotyczące całego rynku książki i …