Harmonia dołącza do grona podmiotów, które na rodzimym rynku książki funkcjonują od dwóch dekad. Czy dysponując własnym branżowym doświadczeniem, zdecydowałby się pan tworzyć taką firmę od zera w dzisiejszych rynkowych warunkach? W życiu wykonywałem różne zawody. Swego czasu byłem nauczycielem, lektorem, korepetytorem, redaktorem, pisarzem, a nawet – kiedyś w Londynie na saksach – kelnerem (śmiech). Najlepiej jednak czuję się i, mam nadzieję, sprawdzam jako autor książek i wydawca. Gdyby los spłatał mi figla i musiałbym zaczynać raz jeszcze, wszystko od zera, wybrałbym ponownie drogę wydawcy, pod warunkiem że dysponowałbym doświadczeniem, wiedzą i… zasobami, które dzisiaj posiadam. Bez nich byłby to skok z bungee na linie o wątpliwej wytrzymałości; mógłby się taki skok udać, ale równie dobrze mógłby się zakończyć tragedią. Myśląc o kierowanej przez pana firmie, należy pamiętać, że w zasadzie mamy do czynienia z Grupą Wydawniczą Harmonia, w skład której wchodzą dwa większe podmioty. W czym specjalizuje się każdy z nich? Tak, są to dwa wydawnictwa: edukacyjne Wydawnictwo Harmonia i naukowe Harmonia Universalis. Kiedy dwadzieścia lat temu zakładałem Harmonię, chciałem wydawać wszystko, co mnie wówczas interesowało, a więc publikacje z zakresu edukacji, pedagogiki, filozofii, psychologii i mnóstwo innych rzeczy. Od testów egzaminacyjnych po ambitne książki filozoficzne. Zrozumiałem jednak po pewnym czasie, że nie tędy droga, że muszę wybrać specjalizację, jakąś niszę dla siebie. Po wielu korektach ostatecznie postawiłem na szeroko rozumianą terapię, logopedię, dysleksję, ogólny rozwój dziecka, zarówno pełnosprawnego, jak i niepełnosprawnego. Działacie zatem państwo w dwóch bardzo różnych segmentach – z jednej strony na rynku książki edukacyjnej, a z drugiej w segmencie publikacji naukowych. Czy oznacza to konieczność odnalezienia się w dwóch totalnie odmiennych biznesowych światach? Czy może udaje się znaleźć wspólne mianowniki dla obydwu rodzajów wydawniczego biznesu, którym pan zarządza? Nie powiedziałbym, że są to dwa odmienne biznesowo światy. Raczej światy uzupełniające się, są jak pestka i miąższ – całością, mimo że ich target jest inny. Bogiem a prawdą, Harmonia Universalis (to właśnie „pestka”) powstała jako dopełnienie „miąższu” – edukacyjnej Harmonii. Bywały takie sytuacje, kiedy nasi akademiccy autorzy, jak profesor Marta Bogdanowicz, z książkami edukacyjnymi przychodzili do nas, a z naukowymi szli do Gdańskiego Wydawnictw Psychologicznego czy Wydawnictwa Naukowego PWN. Bo my to takie wydawnictwo „dla dzieciaczków”, a tamte – „dla jajogłowych”. Wyszedłem więc naprzeciw ich oczekiwaniom. I był to strzał w dziesiątkę. Z wielu książek Harmonii Universalis, np. z serii podręczników „Logopedia XXI Wieku”, korzystają studenci, a wiadomo, dzisiejszy student to jutrzejszy terapeuta, logopeda, nauczyciel, który obeznany ze sprawdzoną już marką Harmonii, w przyszłości chętniej sięgnie po szeroki wachlarz pomocy dydaktycznych tej firmy. Jakie przychody osiągnęły obie firmy w 2012 roku? Strach mówić, kiedy większość narzeka… Przekroczyliśmy 4,5 mln zł przy bardzo dobrej rentowności, co jest oczywiście o wiele ważniejsze niż obroty. Dało to nam kilkunastoprocentowy wzrost w stosunku do roku poprzedniego. Dwucyfrowy wzrost odnotowujemy zresztą od kilkunastu lat. Nie mamy tak gwałtownych skoków jak Czarna …