Na rynku funkcjonuje kilkadziesiąt oficyn uczelnianych, które mniej lub bardziej skutecznie borykają się z prawami wolnego rynku. Przyzwyczajenia narosłe przez dziesiątki lat, gdy wydawnictwa na wyższych uczelniach nosiły nawet nazwę powielarni czy wręcz „skrypciarni”, trzeba było odrzucić i dostosować działania nie tylko do wymagań administracji uczelnianej lecz w dużej mierze do oczekiwań odbiorców, przede wszystkim studentów i pracowników naukowych. Przyjrzyjmy się, jak sobie radzą tacy edytorzy na przykładzie dwóch oficyn uniwersyteckich z Warszawy. Oficyna wielkiego uniwersytetu Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego nie mają osobowości prawnej ani statusu jednostki podstawowej, jaki mają na przykład wydziały uniwersyteckie. We wszystkich sprawach wydawnictwo występuje jako część struktury uczelnianej. Jego dyrektor, którym jest Ryszard Burek, posiada natomiast pełnomocnictwo rektora do zawierania umów – do wyznaczonego limitu finansowego. Bezpośredni nadzór nad wydawnictwem sprawuje obecnie prof. Wojciech Tygielski, prorektor ds. badań naukowych i współpracy z zagranicą. Jednak, jak twierdzi dyrektor Burek, nie odczuwa się ingerencji żadnego organu uniwersyteckiego w politykę wydawniczą. – Nikt nie próbuje narzucać, co mamy wydawać, wręcz odwrotnie – sam namawiam do publikowania u nas – mówi. Nasz interes polega w tym przypadku nie tylko na nawiązaniu współpracy z autorem, lecz także na wykorzystaniu środków finansowych, jakie znajdują się w gestii wydziałów, a czasem nawet poszczególnych pracowników naukowych, którzy uzyskują różnorodne granty. Oficyna odciąża wówczas wydział, przejmując na siebie dystrybucję publikacji, a chociaż takie edycje najczęściej nie przynoszą zysku, zwiększają jednak pulę tytułów i wykorzystują dotację pochodzącą z uniwersytetu. Wydawnictwa korzystają też z jeszcze jednego źródła dotacji wewnętrznej, jakim są pozostające w gestii prorektora środki na edycje prac wymaganych przy staraniach o stopnie naukowe. WUW w 2006 roku wydały 88 tytuły, a liczba ta obejmuje nie tylko książki, ale też i czasopisma, głównie roczniki, ale nie tylko, bo ukazuje się „Poradnik Językowy” (dziesięć zeszytów rocznie), dwumiesięcznik „Przegląd Humanistyczny” oraz „Kwartalnik Pedagogiczny”. W tym roku plan zakłada wydanie ponad stu tytułów książkowych. Od paru lat wydawnictwa prowadzą aktywną politykę wznowień. Jest ich dosyć dużo – mówi Ryszard Burek – gdyż staram się obniżyć poziom zapasów magazynowych, a także nie mogę od razu inwestować w duże nakłady. Dlatego korzystamy w dużej mierze z druku na żądanie, gdzie czasem nasze zlecenia ograniczają się nawet do dwudziestu egzemplarzy. Na szczęście nie musimy już ogłaszać przetargów w ramach zamówień publicznych, wystarczy, że kierujemy zapytanie o ceny i robimy konkurs ofert. Dzisiaj jest już kilku znaczących wykonawców druku cyfrowego, a naszymi najczęstszymi partnerami są Fabryka Druku, Sowa i firma Kserkop z Krakowa. Jak sprzedać niski nakład? Dystrybucja to przede wszystkim znakomita i tradycyjna współpraca z księgarnią im. Prusa w Warszawie i coraz lepsze współdziałanie z Azymutem, który w 2005 roku był odbiorcą około jednej czwartej nakładów, a jego …