Spór o elektroniczny egzemplarz obowiązkowy, w którym prezes PIK Piotr Marciszuk przez długi czas był w otwartym konflikcie z największymi wydawcami, reprezentując stanowisko dla nich (a w moim przekonaniu dla całej branży) niekorzystne, pokazuje, że obecna formuła funkcjonowania Rady PIK jest anachroniczna, nie pozwala szybko reagować na postulaty środowiska. Formuła do wymiany Warto zacząć od tego, że zupełnie nie sprawdza się formuła, w której to prezes wskazuje sobie członków Rady, z którymi chciałby współpracować, a Walne Zgromadzenie PIK ma jedynie tym wskazaniom przyklasnąć. Taką formułę wprowadziła Dorota Malinowska, by usprawnić prace Rady PIK. Nałożyły się tu różne okoliczności, zarówno biznesowe jak i ambicje personalne członków wcześniejszej Rady, która była ze sobą skłócona i rzeczywiście wyjątkowo niewydajna. Następne Rady, zarówno te wskazywane przez Dorotę, jak i Rada przy Piotrze Marciszuku, działały bez otwartych konfliktów, decyzje zapadały sprawnie, choć nie zawsze uwzględniały pluralizm poglądów nie tylko członków PIK, ale i wewnątrz samej Rady. Zwłaszcza w ostatniej kadencji przywódcza osobowość prezesa zdominowała Radę. Źle się stało, że z sytuacji wyjątkowej, którą można porównać do ratowania lasu przed pożarem, zrobiono praktykę i przyjęto, że każda Rada zgłoszona przez Walne Zgromadzenie PIK, nie zaś nowo wybranego prezesa, będzie niewydajna. To niebezpieczny brak zaufania pod adresem środowiska, a jednocześnie oznaka braku umiejętności pracy w zespole o zróżnicowanych poglądach. Kuriozalna była próba wprowadzenia przez Piotra Marciszuka także własnych przedstawicieli do Komisji Rewizyjnej. To tak jakby prezes wybierał Radę Nadzorczą. To już nie tylko wyraz braku zaufania, ale próba ustawienia działań przyszłej Rady poza bezstronną merytoryczną oceną. Nie bez znaczenia jest tu – dodajmy – niechęć członków PIK do kandydowania zarówno do Rady, jak i do Komisji Rewizyjnej. Każdy tłumaczy się nadmiarem własnych prac i obowiązków. Tymczasem trudno sobie wyobrazić by w dalszym ciągu ważne dla branży decyzje mogły zapadać bez udziału największych wydawców: WSiP, Wolters Kluwer Polska czy PWN, a także innych opiniotwórczych osób, także z firm dystrybucyjnych (blisko z Radą PIK powinni współpracować – a nie walczyć – przedstawiciele Empiku, ale też Firmy Księgarskiej Jacek Olesiejuk, Azymutu, jak również wydawcy o dużym autorytecie i doświadczeniu w branży, którzy z rozmaitych powodów w Radzie zasiadać nie mogą). Taka Rada Doradcza (nazwa robocza) obecnie może na bieżąco komunikować się z Radą PIK za pośrednictwem czy to zamkniętego forum dyskusyjnego WWW (dlaczego takie dotąd nie powstało?) czy w ostateczności przez pocztę elektroniczną. Informacjami i opiniami można wymieniać się bardzo szybko, czego dyskusja nad elektronicznym egzemplarzem obowiązkowym była doskonałym przykładem. Przykład eEO pokazał także na siłę oddolnego lobbingu w ramach PIK, kiedy to nie tylko udało nam się przeforsować stanowisko osób spoza Rady, ale też ostatecznie chyba przekonać wrogo początkowo nastawionego prezesa do racji „kilku wydawców”, bo takim określeniem Piotr Marciszuk próbował zdyskredytować głos Sekcji Publikacji Elektronicznych PIK. Co dwie głowy… Do rozważenia jest kwestia, kogo PIK ma reprezentować? Czy nadal środowisko książki, czy może wyłącznie wydawców książek, ku czemu skłania się …