Dlaczego Kolporter, dystrybutor prasy, zdecydował się na inwestycję w platformę do czytania książek w pliku? Kolporter to nie tylko dystrybutor prasy, lecz grupa kapitałowa w skład której wchodzi trzynaście spółek, działających w różnych branżach. W jej skład wchodzi Kolporter Info SA – spółka informatyczna, funkcjonująca od ponad ośmiu lat, zatrudniająca ponad 200 specjalistów z branży IT, która stworzyła system eClicto. Obserwując jak dynamicznie rozwija się rynek sprzedaży e-książek w innych krajach, m.in. w USA, uznaliśmy, że to bardzo atrakcyjny i perspektywiczny biznes, dlatego zdecydowaliśmy się na to pionierskie, unikatowe w skali Europy przedsięwzięcie. Jakiego rzędu jest to inwestycja? Kolporter nie jest spółką giełdową i nie ujawnia wysokości swoich inwestycji. eClicto jest systemem bardzo zamkniętym, zabezpieczenia plików, DRM, uniemożliwiają kopiowanie fragmentów do własnych dokumentów, nie ma możliwości wewnątrztekstowego wyszukiwania czy tworzenia własnych notatek. Czy wybór zabezpieczenia był podyktowany wymaganiami wydawców i właścicieli praw autorskich? Żaden z wydawców nie zgodziłby się na udostępnienie swoich publikacji, gdyby system eClicto nie miało zabezpieczeń przed nielegalnym kopiowaniem. Cena pliku w wysokości ok. 50 proc. ceny książki papierowej, w sytuacji gdy plik ten jest zamknięty, wydaje się być wygórowana. Klient otrzymuje niewiele korzyści. Nie zgadzam się z takim stwierdzeniem. Klient otrzymuje wiele korzyści: kupuje nie wychodząc z domu, nie ponosi kosztów przesyłki, książka trafia do niego maksymalnie po dziesięciu minutach od zakupu. Wiele osób czytających dużo książek uważa, że możliwość zaoszczędzenia połowy ceny publikacji przy jej zakupie, to wbrew temu co pan mówi, duża korzyść. Trzeba też pamiętać, że cena elektronicznych książek nie zależy od nas, lecz od wydawców. To oni ją ustalają – a my jesteśmy jedynie dystrybutorem. Gdyby udało się doprowadzić do wprowadzenia zerowej stawki VAT na e-booki, takiej jaka obowiązuje w przypadku papierowych książek, ta cena byłaby o kolejne 22 procent niższa. Niestety, nie zależy to od nas, lecz od posłów i senatorów… Czy uważa pan, że w niedługiej przyszłości dystrybuowana komercyjnie e-książka będzie na tyle otwartym plikiem, że czytelnik będzie mógł kopiować jej fragmenty i przeszukiwać tekst? Zauważmy, że takie możliwości dają pliki zeskanowane nielegalnie i udostępniane w Sieci, choćby na platformie Chomikuj.pl. Nie są legalne, ale są bezpłatne. Takie rozwiązanie absolutnie nie leży w interesie wydawców – zabezpieczenie książek to z punktu widzenia właścicieli praw autorskich kluczowa kwestia i podstawowy warunek do tego, aby udostępniali w formie elektronicznej dużą liczbę atrakcyjnych tytułów. Nasz system został stworzony z myślą o wydawcach, którzy chcą w bezpieczny sposób sprzedawać swoje książki w sieci. I oczywiście z myślą o tych wszystkich nabywcach e-książek, którzy cenią sobie wartości intelektualne i nie chcą łamać prawa. Zapewniam pana, że jest to potężna rzesza czytelników. Jak w ogóle widzi pan możliwość konkurowania treści płatnych, zabezpieczonych, z tymi, które dostępne są bez zabezpieczeń i bez opłat? Trudno mówić o konkurencji pomiędzy legalną książką, a zasobami, które zostały nielegalnie udostępnione w Internecie. To trochę tak, jakby porównywał pan możliwość otrzymania za darmo samochodu od złodzieja i zakupu auta w salonie samochodowym. Powszechnie znana jest skala piractwa na rynku muzycznym, a jednak ogromna liczba nabywców kupuje legalne płyty. Jestem przekonany, że większość nabywców książek po prostu nie chce korzystać z nielegalnego kontentu, ale …