Wtorek, 19 września 2023
ROZMOWA Z KATARZYNĄ SIENKIEWICZ-KOSIK I RAFAŁEM KOSIKIEM, WŁAŚCICIELAMI WYDAWNICTWA POWERGRAPH
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeruBiblioteka Analiz nr 601 (17/2023)
Wydawnictwo Powergraph – dziś uważane za promotora fantastyki, ale i polskiej literatury – wystartowało w 1996 roku jako warszawska agencja reklamowa... Rafał Kosik: Właściwie to zaczynaliśmy jeszcze wcześniej, choć trudno jest wskazać dokładny moment powstania. I tak naprawdę wystartowaliśmy jako wydawnictwo, ponieważ razem przyjaciółmi wydawałem czasopismo osiedlowe. Takie reklamowe, ale z ambicjami. Jaki miało tytuł? RK: Nazwa pisma to „Bródnopis”, przez o kreskowane, bo wydawane było na Bródnie. Mieliśmy ambicje, żeby przynajmniej dwie trzecie stanowiły teksty redakcyjne. Ale po trzecim numerze okazało się, że ten model nie ma sensu. Dlaczego? RK: Ponieważ w czasopiśmie pojawiły się głównie reklamy. To z reklam finansowane było jego wydawanie. Zaczęliśmy więc od razu rynkowo. Ale ta formuła szybko się wyczerpała, zmienił się skład osobowy, kolegom się znudziło. A w moim życiu pojawiła się Kasia. I wtedy się zaczął się ten właściwy Powergraph. Katarzyna Sienkiewicz-Kosik: Dla mnie właściwy Powergraph zaczął się w 2004 roku, wtedy wydaliśmy pierwszy tom z cyklu „Felix, Net i Nika”. Od tego się wszystko zaczęło. W przyszłym roku będziemy świętować 20-lecie naszego wydawnictwa. Skąd wziął się pomysł na wydawanie książek? RK: Zaczęło się od wielkiego kryzysu na rynku reklamy, recesji. Nasza agencja reklamowa popadła w kłopoty i zastanawialiśmy się, co możemy robić innego. KS-K: Ale też od naszego kryzysu wewnętrznego. Zaczęło nam czegoś brakować. RK: Gdy zakładaliśmy agencję reklamową, myśleliśmy o wspaniałych kreacjach, o wymyślaniu. KS-K: W ogóle poznaliśmy się w agencji reklamowej, tworzyliśmy zespół kreatywny. I wymyślanie fajnych rzeczy dobrze nam wychodziło. A okazało się, że już tego nie robimy, tylko wciskamy ludziom różne produkty. I tak zrodziła się myśl, aby wydawać książki. Pan już był wtedy po debiucie? RK: Tak, moja pierwsza powieść „Mars” została opublikowana w 2003 roku przez wydawnictwo Ares. Wcześniej pisałem opowiadania. Moim debiutem literackim było opowiadanie „Pokoje przechodnie”, które zostało zamieszczone w „Nowej Fantastyce” we wrześniu 2001 roku. I nagle pojawił się pomysł na napisanie powieści dla dzieci i młodzieży? KS-K: Nasz syn Jasiek miał wówczas pięć lat. W tamtych czasach był dość duży kłopot ze znalezieniem ciekawej, dziejącej się współcześnie książki dla dzieciaków. Z mamami koleżanek i kolegów Jaśka wiele razy zastanawialiśmy się, co mamy naszym dzieciom czytać, wymieniałyśmy się pomysłami. A oboje z Rafałem czytaliśmy bardzo dużo. Codziennie. Pomyślałam sobie, że jeżeli jest zapotrzebowanie… RK: …to żebym przestał marnować czas na głupoty, czyli na pisanie opowiadań i jak już muszę pisać, to żebym napisał coś pożytecznego (śmiech). KS-K: Nic takiego nie powiedziałam. Pomyślałam sobie, że Rafał ma świetne poczucie humoru i gdy będzie miał 120 lat, to nadal będzie trochę takim małym chłopcem. Więc to dobrze rokuje na napisanie czegoś dla dzieciaków. I pomysł wypalił! KS-K: Okazało się, że nie tylko Jasiek chce czytać „Feliksa”, ale i inne dzieci. Ta książka wyciągnęła nas z dużych długów. No i w ogóle wszystko przeszło nasze najśmielsze marzenia. Nie spodziewaliśmy się, że cały nakład tak szybko się sprzeda. A jaki był pierwszy nakład? KS-K: Chcieliśmy wydać 5 tys. egzemplarzy. Bardzo odważnie, jak na debiutujące wydawnictwo. KS-K: Ale mieliśmy doświadczenie na rynku reklamy i chcieliśmy te wykorzystać. Zadzwoniłam najpierw do Radia Zet w sprawie patronatu medialnego. Dostałam odpowiedź, że oczywiście to rozważą, ale musimy im przedstawić kanały dystrybucji. A ja zachodziłam w głowę, co to są te „kanały dystrybycji”? RK: Nie było wtedy jeszcze Wikipedii. KS-K: Ale gdy już zajęliśmy się dystrybucją, to mieliśmy chyba najlepszą w całej Polsce. Współpracowaliśmy z największymi hurtowniami. Plus wymyśliłam jeszcze sieć hurtowni na obrzeżach Polski, aby dotrzeć do mniejszych miejscowości, do księgarń w tych miejscowościach. Pomyślałam sobie, że oni mogą nie brać książek od tych dużych hurtowni, ale mogą zamawiać z tych mniejszych. Oczywiście potem okazało się to absolutną katastrofą, bo ściągnięcie pieniędzy było niemal niemożliwe. Pracownica jednej z tych dużych hurtowni na wieść o nakładzie 5 tys. egzemplarzy powiedziała mi: „Proszę pani, błagam panią, niech pani tego nie robi. Ja już o samobójstwach słyszałam w tej branży. Ludzie wydają książki za własne oszczędności, potem to w hurtowniach leży, nie ma co z tym zrobić, na przemiał idzie”. No i pod jej wpływem wydaliśmy w końcu 3 tys. egzemplarzy. I zrobiliśmy bardzo źle, bo tuż przed świętami książek zabrakło. RK: Zabrakło już po tygodniu. KS-K: I już nie zdążyliśmy zrobić do druku, był już po świętach. Czy udało się w końcu uzyskać patronat medialny Zetki? KS-K: Tak, mieliśmy różne patronaty medialne, mieliśmy patronat medialny z Cityboard Media. Byliśmy chyba pierwszym wydawnictwem w Polsce, którego książka trafiła na billboardy. Mieliśmy chyba 200 albo 300 billboardów w całym kraju. Nie wszyscy to popierali. Uważano nawet, że traktujemy książkę jak paczkę chipsów. Że dobra książka powinna się sama sprzedawać. A książka spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem! KS-K: „Felix, Net i Nika” otrzymał Nagrodę IBBY. Maria Kulik, ówczesna szefowa stowarzyszenia, wówczas nam powiedziała, że ona bardzo optowała za „Feliksem”, że to dla niej zupełnie nowe podejście do pisania książek dla młodych. Widzieliśmy, jakie książki są na rynku i co dzieci chcą, żeby im czytać. I po wielu rozmowach z rodzicami, po doświadczeniach czytania naszemu Jaśkowi, stwierdziliśmy, że takiej książki chcemy, którą współczesne dzieciaki zechcą czytać. Nie chodziło o to, żeby napisać książkę, która będzie zdobywać nagrody literackie, tylko aby zachęcić dzieciaki do czytania. No i wyszło! Słyszeliśmy też słowa krytyki, zarzucano wielogatunkowość, że jest tam mnóstwo gadżetów, że za dużo się dzieje, że prosty język… Mam wrażenie, że te wszystkie cechy przyczyniły się do sukcesu „Feliksa”, że to były te rzeczy, które właśnie trafiły do młodych czytelników. Wielu właśnie z tej książki nauczyło się, że czytanie jest fajne. I nagle w 2021 roku podjęto decyzję o usunięciu z listy lektur obowiązkowych książki „Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi”… KS-K: Ktoś stwierdził, że dzieci nie powinny tej książki czytać. RK: Chyba chodziło o to, żeby zrobić miejsce dla innych lektur. KS-K: Dwa czy trzy miesiące wcześniej w środowiskach lewicowych przetoczyła się fala krytyki, że „Feliks” jest ogóle bardzo zły, bo jest konserwatywny, pojawiło się mnóstwo cytatów, że na przykład chłopcy mówią, że „pani jest fajna, że ładnie wygląda”, a tak nie powinno być. Jakby trzynastolatki nie zwracały uwagi na to, jak kto wygląda… Przecież my chcieliśmy, aby to nie była książka o wyimaginowanych dzieciakach, tylko o nich, ze wszystkimi wadami i zaletami, bliska ich życia, choć oczywiście odjechana w fabule. RK: Chciano, żebym fałszował rzeczywistość. A potem okazało się, że książka jest za mało konserwatywna i trzeba ją usunąć z listy lektur, że to jest ta nieszczęsna fantastyka, której nie powinno tam być. KS-K: To nas tylko upewniło, że wszystko z „Feliksem” jest w porządku, bo nie ma w nim skrajności, my nie lubimy skrajności i myślę, że większość ludzi też nie czuje się dobrze w skrajnościach. Rafał stara się nie epatować swoimi poglądami, żeby to było jak najbardziej neutralne, jeśli przedstawia jakiś problem, to stara się przedstawić go z dwóch stron. Czytelnicy szybko wykryją fałsz… KS-K: Bardzo staramy się pilnować, żeby tego nie było. Oczywiście też nie jest tak, że książka będzie się podobać wszystkim, bo gdy „Feliks” wszedł na listę lektur, to z jednej strony był bardzo pozytywny odbiór czytelników i nauczycieli, a z drugiej jednak nie wszystkim się ta książka spodobała. Ale to przecież normalne, nie ma książek, które spodobają się wszystkim. Byliśmy na to przygotowani. RK: Stała się nagle przymusowa. Wszyscy musieli ją czytać. KS-K: Jak się komuś nie podoba książka, to jej nie czyta. To jest wspaniałe, że ludzie są różni. I dlatego książki powinny być różne, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Jeśli coś nam się nie podoba, to po prostu tego nie czytamy, nie mówimy, że ta książka powinna zniknąć. Jeżeli ma swojego odbiorcę, to czemu ma zniknąć? Oczywiście nie mówię o jakichś skrajnych przypadkach szkodliwych, ideologicznych, jak na przykład „Mein Kampf”. Jeżeli nie czynią nikomu krzywdy, to dlaczego wszystkie książki mają być takie same? W tej różnorodności jest siła. RK: Wydaje mi się, że lista lektur, szczególnie dla młodszych, nie powinna być w żaden sposób związana z literaturą ambitną. Albo chociaż minimalnie. Ale przede wszystkim powinny się na niej znaleźć książki, które dzieci chcą czytać. Bo to jest ten etap w życiu młodego człowieka, kiedy rodzi się radość z czytania, miłość do książek. KS-K: I dziecku najpierw trzeba pokazać, że czytanie jest fajne. A dopiero potem wprowadzać książki ambitniejsze. A teraz jest tak, że szkoła zabiera im całą literaturę rozrywkową, a przecież nie w każdym domu pokaże się dziecku, że są też inne książki, które mogą ich zainteresować. RK: Może nie powinno być kanonu lektur na samym początku etapu nauczania? Może kanon powinien zostać likwidowany w najmłodszych klasach? Książki powinny być dobierane przez nauczycieli po prostu. Wybierane razem z dziećmi, bo nauczyciel najlepiej zna swoich uczniów, wie, na jakim są one poziomie, co lubią. KS-K: Może być przecież tak, że ktoś zaraził swoich kolegów jakąś książką. I oni z chęcią ją czytają. To może warto jest omówić z nimi tytuł. Wydaje mi się, że bardzo potrzebujemy gigantycznej reformy edukacji. Ale też reformy w podejściu do lektur, w myśleniu o lekturach. Oczywiście kanon jest bardzo potrzebny w liceum, w późniejszych latach. Ale młodsze dzieciaki niech po prostu nauczą się, że czytanie jest fajne. Potem łatwiej im będzie zrozumieć „Lalkę”. „Feliks” został usunięty z listy lektur. Ale tytuł wciąż jest dostępny na rynku, są też kolejne części. Czy widzicie państwo, że seria jest nadal popularna? Że się sprzedaje? KS-K: Kiedyś, gdy „Feliks” miał premierę, to szybko trafiał na topki. Teraz topka jest opanowana przez pewien typ książek i bardzo trudno jest się innym książkom przebić. Nawet przeboje dla dorosłych nie trafiają na listy bestsellerów i zastanawiam, czy to dobrze, czy to źle, bo przecież narzekamy na tytuły, które w tej chwili są na topkach. Kiedyś narzekano tak na nas. Może tak już jest, że młody człowiek musi znaleźć coś dla siebie. I musi najpierw czytać rzeczy, które nam, dorosłym nie zawsze się podobają. A może potem zacznie czytać coś innego. Zacznie czytać ambitniejsze rzeczy. Nie mam tutaj wyrobionego poglądu. Literatura, o której mówię, należy do gatunku Young Adult, czyli jest skierowana do trochę starszych odbiorców niż czytelnicy „Feliksa”. Wspomniany …
Wyświetlono 25% materiału - 1653 słów. Całość materiału zawiera 6615 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się