Minął rok od uruchomienia usługi „Czytaj bez limitu”, będącej próbą wprowadzenia systemu abonamentowego dostępu do cyfrowych książek. Projekt budził wiele kontrowersji wśród wydawców. Czas na pierwsze podsumowanie. Zrealizowaliście zamierzone cele? Podsumowanie chyba należałoby zacząć od użytkowników. Oni od początku nam kibicowali, uważając usługę za swego rodzaju przełom w sposobie udostępniania treści – wygodną legalną alternatywę dla zasobów pirackich. Chodzi tu np. o wygodę transakcji, wystarczy raz podać dane, system potem sam pobiera opłaty, czy o dostosowanie modelu sprzedaży do mobilnych urządzeń. Patrząc natomiast na efekt biznesowy naszej usługi, to my rozpatrujemy ją w szerszym wymiarze, także wykraczającym poza granice Polski. Model abonamentowy znajduje coraz więcej entuzjastów, wymieńmy takie przykłady jak: amerykański Oyster, który zadebiutował we wrześniu tego roku czy również amerykański projekt Scribd. Obydwie firmy przyjęły taki sam system rozliczeń sprzedaży jak my. Uważamy, że jest to najlepszy możliwy system przy dzisiejszych umowach autorskich, dający prawo do korzystania z darmowego fragmentu i naliczający opłaty od faktycznie czytanych książek. Poza wspomnianymi projektami są też: niemieckie Skoobe czy hiszpańskie 24Symbols, które współpracują z operatorami telefonii komórkowych. Ten trend w skali globalnej będzie się rozpędzał bo przemawia za tym ekonomia internetu. Koszt pozyskania klienta do abonamentu jest taki sam jak koszt pozyskania klienta jednostkowego. Jesteście zatem pionierami w skali światowej? Przed nami było niemieckie Skoobe, które działało wspólnie z Bertelsmannem, ale ich model był wówczas inny, a ja – przyznam, że nie tylko się na nich nie wzorowałem, ale nawet nic o nich nie wiedziałem gdy uruchamialiśmy „Czytaj bez limitu”. Może zatem nie jesteśmy pierwsi, ale na pewno należymy do pionierów. Pomysł rozliczeń abonamentowych opartych na książkach czytanych, nie pobieranych, jest całkowicie nasz i pod tym względem byliśmy pierwsi na świecie. Obecnie sprzedaż abonamentową próbują wdrażać tacy giganci jak: Bertelsmann, Macmillan czy HarperCollins, dzięki temu i my złapaliśmy wiatru w żagle. Są pomysły by wdrożyć naszą usługę w kilku innych krajach. Udało nam się też pozyskać inwestora na finansowanie dalszego rozwoju systemu „Czytaj bez limitu”. Co to za inwestor i o jakiej kwocie mówimy? Udziałowcami Legimi są dwa fundusze. W tym roku dołączył krakowski Fundusz Status Venture, który w swoim portfofilo ma inne usługi abonamentowe, w tym karty fitness, więc rozumie strategię naszego rozwoju. Sprzedaż abonamentowa w internecie to szybko rosnący trend, interesujący ze względu na stosunkowo niskie koszty marketingu. Ponadto od początku, czyli pod 2009 roku, naszym udziałowcem jest poznański Fundusz SpeedUp Group. Poziom inwestycji to 1,5 Archiwummln zł, które chcemy przeznaczyć na rozwój usługi „Czytaj bez limitu” za granicą. Poza sprzedażą e-booków Legimi zajmuje się także wdrażaniem rozwiązań informatycznych. Z naszych rozwiązań do zabezpieczania e-booków watermarkiem korzysta większość księgarń internetowych, w tym: Publio, Woblink, Virtualo, Empik, Allegro, a także m.in. firmy z: Czech, Niemiec, Anglii czy Portugalii. A na jakich rynkach poza Polską chcecie rozwijać swoje usługi abonamentowe? Przede wszystkim chcemy je wprowadzić pod własną marką. Trwają rozmowy z dostawcami treści – na razie w Szwecji, gdzie rynek czytelniczy jest bardzo rozwinięty, nasycony urządzeniami oraz w Turcji, która jest atrakcyjna inwestycyjnie. Ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. A jak rozwija się projekt w Polsce? Trudnością był na początku brak oferty tytułowej. Zaczynaliśmy z liczbą ok. 2000 tytułów, teraz jest ok. 3500 pozycji, takich wydawnictw jak: Świat Książki, Muza, Albatros, G+J, Zielona Sowa, Insignis, Mag, Bellona i wiele innych. A liczba użytkowników? Przyrasta o kilka do kilkunastu procent miesięcznie, w zależności od prowadzonych przez nas akcji promocyjnych. Wakacje były lepsze, teraz wzrost jest wolniejszy. Łącznie to obecnie ponad 5000 osób korzystających z abonamentu. Uważam, że jest to przyzwoity wynik, zwłaszcza że stopniowo poszerzaliśmy krąg odbiorców – przypomnę, że usługa najpierw była tylko dla użytkowników iPada, potem iPhone, następnie urządzeń z systemem Android, teraz doszło do tego Windows. Liczba abonentów wzrasta zatem wraz z naszym rozwojem technologicznym. I chociaż nasze początkowe plany były bardziej ambitne, to osiągnięty już poziom jest akceptowalny. To znaczy, że już na tym zarabiacie? Tak, już zarabiamy. Ludzie płacą abonament i nie czytają? Jak to w systemach abonamentowych bywa, jedni korzystają dużo, inni niewiele. Już po przekroczeniu 500 abonentów mogliśmy stworzyć dość dokładny profil czytelnika. Wiemy dziś, ile osób przekracza darmowe fragmenty, jaki jest średni procent przeczytania książki, w jakim momencie czytelnicy porzucają lekturę. Potwierdziła się hipoteza, że większość osób pobiera książki i tylko do nich zagląda (lub nie) i ich nie czyta. Do obliczeń zaangażowaliśmy pięcioosobowy zespół z Politechniki Poznańskiej, który analizuje dla nas dane zakupowe i profil czytelniczy. To jest nasz wielki dorobek, dysponujemy danymi opartymi na statystyce, jakich nie ma żaden inny podmiot na rynku, potrafimy mierzyć jak ludzie czytają. Jaki jest średni czas czytania abonentów? Około siedem godzin miesięcznie. To jest niecała jedna książka w miesiącu. Trochę większa aktywność jest w wakacje. I średnia się utrzymuje. Oczywiście w tej średniej są zarówno tacy, którzy czytają 30 godzin, jak i tacy, którzy w ogóle nie czytają. Jaki odsetek stanowią ci „stachanowcy czytania”? Jest to znikoma grupa – 3-4 proc. Mamy jednego użytkownika, który nas kosztował już ok. 10 tys. zł, biorąc pod uwagę zapłaconą przez nas wartość przeczytanych przez niego książek. To rekordzista, który rzeczywiście czyta! Mamy zainstalowane czujniki, które pozwalają monitorować różne niebezpieczne zachowania – np. na wypadek, gdyby nagle wioska wietnamska zaczęła masowo kartkować nasze książki, a jak wiadomo takich sytuacji w internecie nie brakuje. Rekordzista jest jedyny i na dokładkę za nim długo, …